Jestem śpiochem. Nie, raczej byłam śpiochem, kiedy wiodłam beztroskie życie singielki. Teraz jestem wiecznie niewyspaną Mo, jak woła na mnie Synek, a sen to moje marzenie dnia powszedniego. Zawsze lubiłam sobie pospać, chociaż moja mama twierdzi, że pamięta coś zgoła innego. Podobno (chociaż nie wiem jak to w ogóle możliwe???) do szóstego roku życia dałam im ostro popalić, zrywając na nogi wczesnym świtem. Teraz to ja jestem tą zrywaną, bo Alex, niestety, nie jest takim słodkim dzidziusiem jak z reklamy, który budzi się radosny i pozwala mamie spać do późna, ciągiem całą noc. Śpię sobie, ale i tak przez sen już przeczuwam, że za chwilę będzie
przymusowa pobudka. Leżę jednak nieruchomo i w duchu się modlę, żeby to
jednak była pomyka, że to nie do mnie, że to nie moje dziecko wypowiada
to znienawidzone przeze mnie słowo: pić!!!! pić!!! pić!!! Podaję, pije i pije, a
do tego tak głośno przełyka, że aż mi w głowie dudni. W końcu ustaje,
chyba zasnął, więc i ja zasypiam. Ledwo usnę, a tu znów powtórka z
rozrywki, i tak, aż do rana. Hmm co ja piszę jakiego rana? To raczej
środek nocy bym powiedziała. Wstaję bowiem wczoraj tuż po 4:30 i taka ledwo widząca turlam się na balkon, żeby sztachnąć się tym miejskim "świeżym" powietrzem, co by mnie orzeźwiło, a tu sąsiadka już podlewa kwiaty na balkonie, więc zaczynamy poranne narzekanie, jak to byśmy sobie jeszcze pospały (też tak macie? zresztą kto przy zdrowych zmysłach o tej porze w niedzielę wstał nie z własnej woli i jest z tego faktu szczęśliwy? no chyba raczej nikt!). W głowie kołacze mi myśl, że nie jestem sama, że współdzielę los z najfajniejszą sąsiadką zza ściany, ale jakoś zupełnie mnie to nie pociesza. Zresztą, jej Synek to tak wczesne pobudki urządza jedynie w weekendy. Mój zaś codziennie....
Ostatniej soboty o ósmej rano zbiegam wesoła (tak o tej porze to już wesoła, bo zdążyłam posprzątać i obiad prawie gotowy) do sąsiadki niżej, pukam, stukam, a tu cisza. Co jest? Wiem, że dziś nie pracuje. No nic, próbuję raz jeszcze głośniej, aż w końcu słyszę szmer i otwiera mi taka rozczochrana w szlafroku (jak ja 3,5 godziny wcześniej) i mówi, że ją obudziłam. O ja, niedobra!, nie pomyślałam, że przecież nie dla każdego 8 rano to środek dnia. ... ale już niedługo i dla mnie 8 rano będzie środkiem nocy, bo przyjeżdża moja mama, która obiecała, że pozwoli mi się wyspać (tylko co na to Alex?). A tak swoją drogą dziwne to życie, że w starszym wieku, kiedy człowiek ma możliwość spać do oporu, nie potrzebuje już go tyle, co w młodości, kiedy trzeba rano wstawać, a każda minuta snu jest na wagę złota....