Piszę ten post trochę z desperacji. Takie moje wołanie o pomoc. Myślę, że wykorzystałam już wszelkie możliwości na rozwiązanie problemu, ale liczę na to, że się mylę. W czym problem? Otóż w notorycznym niewyspaniu. Jestem mamą prawie trzyletniego Synka, zdawałoby się, że to duży chłopczyk, i takie sytuacje już nas nie dotyczą, a jednak...
Zaryzykuję stwierdzenie, że większość małych dzieci nie lubi myć głowy albo odwiedzać fryzjera. U nas oporów przed myciem głowy nie było. Jest to, moim zdaniem, wynik chodzenia na basen. Od 4 miesiąca życia chodzimy konsekwentnie z synkiem raz w tygodniu na naukę pływania. Natomiast kłopoty ze ścięciem włosów pojawiły się jakiś czas temu. Pierwsze dwie wizyty u fryzjera wypadły fantastycznie, więc byłam szczęśliwa, że mój syn nie boi się ścinania włosów i jestem w tym gronie mam, których dzieci nie histeryzują przed wizytą u fryzjera. Niestety, kiedy wybraliśmy się kolejny raz (do tej samej Pani, zresztą najlepszej pod słońcem, mama zawsze jest zadowolona), nawet nie chciał wejść do gabinetu. Próbowaliśmy kilkakrotnie, ale bez rezultatu. W końcu odpuściłam, ale czuprynka wyglądała już okropnie. I wówczas pocztą pantoflową dowiedziałam się o fryzjerze dla dzieci. Zadzwoniłam, umówiłam się i pojechaliśmy do Ciach Ciach.
Kiedy pojawiła się informacja, że wkrótce będzie do nabycia książeczka Tullet'a - "10 razy 10", zaraz zajęła ona pozycję numer 1 na naszej liście must have. Po pierwsze dlatego, że książki tego autora już mieliśmy w naszej biblioteczce i sprawdziły się one świetnie, zwłaszcza "Naciśnij mnie", dzięki której przetrwaliśmy pobyt w szpitalu. Po drugie dlatego, że to książeczka o cyferkach, czyli to, co Alexander lubi najbardziej. Na naszej półce jest już kilka bajeczek o tej tematyce, o dwóch z nich pisałam nawet w poście Liczymy - czyli książeczki z Alexanderkowej półeczki.
Nasz egzemplarz otrzymaliśmy od Wydawnictwa Babaryba i zdradzę Wam, że po przejrzeniu jej byłam pewna, że Synek stanie się jej wielbicielem. To gold gol w gust Alexandra, bo odkrywanie liczb to coś wprost dla Niego.
Kilka tygodni temu utworzyłam pewien nowy adres e-mail, niby taki zwyczajny, gmail'owy, jak miliardy innych w wirtualnym świecie, a jednak wyjątkowy. Niezwykły dla mnie, a w przyszłości, mam nadzieję, że też dla mojego Synka. Adres tej internetowej poczty i hasło noszę zawsze przy sobie w portfelu. Tak na wszelki wypadek, gdybym sama nie mogła go przekazać tej wyjątkowej osobie w moim życiu. A co to za poczta i co w niej takiego wyjątkowego?