Nie posiadam specjalnego talentu do malowania się. Z nieukrywaną zazdrością patrzę na koleżanki z pracy, których makijaż w niczym nie ustępuje gwiazdom z czerwonego dywanu. Brak talentu, nie idzie u mnie jednak w parze z chęcią posiadania kosmetyków kolorowych. Zwyczajnie lubię je mieć, jak każda kobieta zresztą. No lubię i już. Śledzę przeróżne blogi, tam mnóstwo poleceń kolorówek, a ja jestem trochę jak ta sroka. Ostatnio obiecałam sobie, że zaprzyjaźnię się z minimalizmem. Mój mąż powiedziałby pewnie: obiecaj, że to nie żar! Ja twardo stoję przy swoich założeniach. Robiłam porządki i sporą część kosmetyków oddałam, resztę wyrzuciłam, a działa ostatecznego dokonał mój synek, który doszczętnie zalał wodą mój kuferek z cieniami, pudrami, tuszami. Zostało niewiele, ale wystarczająco. Oto moje mast have:
Kochana kobieto, mamo!
Piszę do Ciebie Kobieto (tak, dokładnie do Ciebie, nikogo innego!) w bardzo ważnej, myślę, że priorytetowej, niecierpiącej zwłoki sprawie. Piszę, bo zależy mi na Tobie, piszę, bo martwię się o Ciebie. Piszę, bo chcę zapytać o to, kiedy ostatnim razem pomyślałaś i skupiłaś się wyłącznie na sobie?
Inspiracją do zakupu tej zabawki była zeszłoroczna wizyta w
kawiarnio-bawialni Fika. Odwiedzając Fikę nie sądziłam, że wyjdę z
gotowym pomysłem na prezent mikołajkowy dla Alexandra. Tam mnóstwo
ciekawych, kreatywnych zabawek, a takich właśnie szukamy. Alex upodobał
sobie drewnianą kolejkę marki Big Jigs Toys. Wtedy jeszcze nie
wiedziałam, że to zabawki tej firmy, ale od czego jest wujek Google?
Poszukałam, poszperałam i przed ubiegłymi świętami kolejka była w naszym
posiadaniu. Przez pierwsze dni absolutnie wszystkie zabawki poszły w
odstawkę, liczyła się jedynie kolejka.