Już połowa lutego, więc szybko nadrabiam i zamieszczam post o hitach stycznia. Wiem, że ten cykl cieszy się dużą popularnością, bo zawsze fajnie wiedzieć co się u kogoś sprawdziło, co warto kupić, obejrzeć, przeczytać. Niestety koniec stycznia i początek lutego to u nas czas zmagania się z chorobami, ale pomimo tego styczeń obfitował u nas w ciekawe odkrycia. Książki, filmy i kosmetyki opanowały miniony miesiąc. Zapraszam!
1. ULUBIONY BLOG
Uwielbiam czytać blogi, śledzę bardzo dużo różnych, ale i tak ciągle "wpadam" w sieci na nowe, nieodkryte przeze mnie do tej pory. Kameralną śledzę od dawna, Wam pewnie też jest znana, ale nie zawsze z wszystkimi postami jestem na bieżąco. Ostatnio przeczytałam u niej świetny tekst o tym, jak być "slow", kiedy na nic nie ma się czasu. Każdy z nas próbuje zwolnić tempo życia, więc wpadajcieTUTAJ, przeczytacie jak to zrobić.
2. ULUBIONY FILM
W tym miesiącu obejrzałam sporo filmów, jednak najbardziej urzekł mnie polski komediodramat "Moje córki krowy". Poszłam do kina głównie ze względu na Agatę Kuleszę oraz, występującego gościnnie Marcina Dorocińskiego, i nie zawiodłam się. Świetny film, który bez fałszu pokazuje relacje rodzinne, szorstką, siostrzaną miłość i śmierć najbliższych osób. Jak dla mnie genialny. Poleciłam siostrze, która po obejrzeniu jest tego samego zdania.
3. ULUBIONA BAJKA
W styczniu byliśmy też z Alexem w kinie na Hokus-pokus Albercie Albertsonie. Było rewelacyjnie. To filmowa wersja przygód przedszkolaka znanego dzieciom z serii książek Gunilli Bergström (Wyd. Zakamarki). My Alberta kochamy od dawna i czytamy bardzo często, dlatego nie wyobrażałam sobie, żebyśmy mogli przegapić takie wydarzenie w kinie. W wielu miastach w ramach poranków w Multikinie grają Alberta. Kto ma możliwość, niech skorzysta. Polecamy!
4. ULUBIONA KSIĄŻKA MAMY
Książkę Liliany Fabisińskiej "Śnieżynki" pochłonęłam w styczniu jednym tchem. To moja pierwsza pozycja tej autorki, ale zapewne nie ostatnia. W "Śnieżynkach" porusza bardzo trudny i kontrowersyjny temat in vitro oraz pokazuje jak wygląda proces leczenia niepłodności. Główni bohaterowie, dwie pary, których losy splatają się ze sobą, borykają się z etycznymi dylematami, pełno tutaj rozterek, walki, rozpaczy, ale też i nadziei. Po przeczytaniu książki zaczęłam się też zastanawiać nad tym, jak różne znaczenie ma to samo słowo dla różnych osób. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Filia.
5. ULUBIONA KSIĄŻKA ALEXA
Powiem szczerze, że u nas różnie bywa z książkami obrazkowymi, ale
zaryzykowałam (po przeczytaniu szeregu pozytywnych opinii) i kupiłam
książkę "Rok w lesie", która stała się u nas hitem. Czas choroby, ale
też praktycznie każdy wieczór, to otwieranie i przeglądanie właśnie tej
ksiażki. Alex kocha zwierzęta i bardzo lubi książki ze zwierzętami. "Rok w lesie" zawiera dwanaście rozkładówek z kolejnymi miesiącami
jednego roku. Każdy miesiąc to ten sam szczegółowo rozrysowany kadr lasu
z mieszkańcami pokazanymi w innych sytuacjach, warunkach pogodowych, w
innej porze dnia lub nocy. Dwie dodatkowe rozkładówki zawierają
prezentację bohaterów i interaktywną zabawę.
6. ULUBIONE KOSMETYKI
O kosmetykach firmy Pat&Rub rozwodziłam się już wiele razy, ale cóż skoro ta firma tak ma, że każdy nowy, wypróbowany przeze mnie kosmetyk okazuje się hitem. Tak było i tym razem, w przypadku rozmarynowo-cytrusowego stymulującego scrub'u/peeling'u do ciała home spa. No serio! Rewelacja nad rewelacjami! Ma absolutnie wszystko co dobry scrub powinien mieć, a nawet więcej! To mój ideał pilingujacy. Kosmetyk z soli, cukru i olei roślinnych do zadań specjalnych. Dokładnie złuszcza skórę przywracając jej blask i świeżość. Zawarty w pilingu olej słonecznikowy nawilża i odżywia. Olejki rozmarynowy, grejpfrutowy i cytrynowy poprawiają ukrwienie i odżywienie skóry, a olejek mandarynkowy działa łagodząco na podrażnienia. Jak każdy scrub firmy Pat&Rub, i ten pozostawia na ciele delikatną, olejkową powłokę, która jak dla mnie jest ogromną zaletą i bardzo ją sobie cenię. Podczas masażu skóry gęsta, solna konsystencja rozpuszcza się, pozostawiając skórę bardzo miękką, nawilżoną, gładką i cudownie pachnącą. Kiedy go używam, czuję się jakbym była w spa. Do tego kosmetyk jest mega wydajny. Jak pisałam wyżej - same plusy!
Moje kolejne kosmetyczne mast have (nie tylko stycznia) to olej z pestek śliwki. Pochodzi on z małej, rodzinnej manufaktury mydlarskiej - Ministerstwo Dobrego Mydła. Firma została założona przez dwie siostry w Kamieniu Pomorskim. Znacie? Nie? To naprawdę wiele tracicie. Ja oprócz wspomnianego oleju z pestek śliwek mam też olej z nasion malin, masło shea i boskie mydło z rozmarynu. Czaję się jeszcze na dwa musy do ciała: szafran oraz len i konopie, wiec pewnie po wypłacie wylądują w moim koszyku. Dużo pozytywnych opinii czytałam o samej firmie i kosmetykach, dlatego sama się skusiłam. Nie żałuję, bo kosmetyki są wyjątkowe. Warte każdej złotówki.
Jeżeli spodobał Ci się ten post zostaw komentarz lub kliknij „Lubię to” na profilu alexanderkowo.pl
Córki krowy książkę czytałam, wybierałam się na film, ale nie miałam jak zostawić Małego :) A bardzo chcę obejrzeć Twoja ulubiona książka też się ciekawie zapowiada :)
Bardzo zaciekawiła mnie ta książeczka "Rok w lesie"- wydaje się pięknie wydana :)
OdpowiedzUsuńJest naprawdę fajna :) Kupiłam ją na Arosie
UsuńTa książeczka o lesie jest piękna!
OdpowiedzUsuńZgadza się :)
Usuńostatnio polubiłam książki ;)
OdpowiedzUsuńTo świetnie!
Usuńzrobiłam zamówienie w mydlarni i czekam z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że te kosmetyki tez skradną Twoje serce :)
UsuńCórki krowy książkę czytałam, wybierałam się na film, ale nie miałam jak zostawić Małego :) A bardzo chcę obejrzeć
OdpowiedzUsuńTwoja ulubiona książka też się ciekawie zapowiada :)