Bardzo dawno na blogu pisałam o moich ulubionych kosmetykach naturalnych, a z ilości wiadomości, które przez ten czas otrzymałam, wiem, że czekacie na takie wpisy. Udało mi się wypróbować sporo nowych kosmetyków z dobrym składem, które wyprodukowane są przez nasze rodzime firmy. Jedne podbiły moje serce, inne niekoniecznie. Cieszy mnie jednak to, że Czytelniczki coraz częściej chcą kupować efekty pracy polskich firm. Coraz rzadziej muszą w związku z tym też iść na ustępstwa,
bo oferta jest naprawdę szeroka i według mnie jest w stanie zadowolić nawet najbardziej wybrednego
klienta. Dzisiaj pokażę Wam takie kosmetyki, które warte są polecenia i ja z całą pewnością kupię je po raz kolejny.
1. Na pierwszy rzut idzie krem odżywczy od Resibo. To polska marka, u której naprawdę ciężko doszukać się wad. Jej
kosmetyki powstają na bazie naturalnych, specjalnie wyselekcjonowanych surowców, są wegańskie, biodegradowalne i wszechstronne, do tego zapakowane w piękne opakowania i tekturowe tuby, które nadają się do recyklingu. Jeżeli Twoja cera potrzebuje regeneracji, odżywienia i wygładzenia, to ten krem jest właśnie dla Ciebie. Krem jest dość gęsty, treściwy, ale nie obciąża mojej skóry i nie zostawia na buzi tłustej warstwy, szybko się wchłania, dlatego stosuję go także pod makijaż. Skórę mam po nim trwale nawilżoną, promienną i miękką. Krem koi oraz łagodzi podrażnienia, zaczerwienienia, a także niweluje suchość. Dodatkowym plusem jest butelka typu airless, która zapewnia komfortową, łatwą oraz higieniczną aplikację.
Ja mam go z internetowego sklepu z kosmetykami naturalnymi Eco&well. Ostatnio u nich na blogu pojawił się świetny wpis o naturalnych kosmetykach do cery suchej. Polecam, do przeczytania TU.
2. Peeling korundowy z aronią od Bydgoskiej Wytwórni Mydła to cudo za 15 zł. Peeling stosuję średnio raz lub dwa razy w tygodniu po uprzednim zmieszaniu wszystkich jego warstw. Jest dość mocny, więc odradzam osobom z cerą trądzikową, ale np. dla osób ze skórą z przebarwieniami i bliznami potrądzikowymi będzie idealny, aby je rozjaśnić i wygładzić. Peeling świetnie złuszcza naskórek. Skóra po nim jest lekko nawilżona, dotleniona, odżywiona i uelastyczniona. Do tego dosłownie czuję, że jest zwyczajnie czysta. Skład tego kosmetyku jest krótki i prosty, bo zawiera rzeczony korund (alumina) czyli drobny, krystaliczny piaseczek działający jak mikropeeling, olej ze słodkich migdałów czyli naturalny emolient, aronię czarną, źródło witamin, minerałów i antyoksydantów oraz odrobinę naturalnego zapachu mango i białej brzoskwini. U mnie naprawdę świetnie się sprawdza.
3. Kolejny peeling, ale tym razem do ciała, który skradł nie tylko moje serce, ale całej mojej rodziny, to odmładzający peeling ryżowy z woskiem pszczelim, olejem sezamowym, glinką fioletową i witaminą E od Miodowej Mydlarni. Mówię Wam zapach obłędny, słodki, ciepły, intensywny. Czuć go na skórze i niemal w całym domu jeszcze długo po użyciu. Oprócz zapachu ma też fantastyczne działanie. Peeling ma w składzie fioletową glinkę, która absorbuje tłuszcz i zanieczyszczenia, zwęża pory, przyspiesza gojenie ran, a także wosk i oleje, które natłuszczają skórę, dzięki czemu zbędne jest po użyciu peelingu stosowanie balsamu. Używałam już naprawdę wiele różnych peelingów, ale ten jest zdecydowanie inny niż wszystkie, a to za sprawą zawartości drobin ryżu, które są nierozpuszczalne w wodzie, dzięki czemu zabieg peelingujący może trwać dłużej i być bardziej
intensywny, co w rezultacie sprawia, że martwy naskórek zostaje skutecznie usunięty, poprawia się metabolizm, dotlenienie i odnowa komórek skóry. Peeling sprawia, że moja skóra jest dobrze oczyszczona, gładka, miła w dotyku. Jak dla mnie hit!
4. Mydło czarne eukaliptusowe od NaturalME, to produkt, który zdecydowanie zasługuje na uwagę. To moje drugie czarne mydło, ale pierwszy raz z eukaliptusem, który robi robotę, bo działa mega odświeżająco i oczywiście antybakteryjnie. Moja cera po nim ma się dobrze i wygląda zdecydowanie lepiej. Mydło bardzo dokładnie i dogłębnie oczyszcza skórę, ale równocześnie ją nawilża i zmiękcza. Czarne mydło reguluje wydzielanie sebum, co może być szczególnie cenne
dla osób ze skórą tłustą i mieszaną oraz dla tych, którzy zmagają
się z zaskórnikami. Świetnie przygasza i goi wszelkie niespodzianki na twarzy. Zauważyłam też, że mydło zapobiega powstawaniu suchych skórek. Stosujemy go z mężem już jakiś czas i jest mega wydajne. Polecam, ja bardzo go lubię.
5. Ostatni produkt, o którym chciałam Wam napisać to cedrowy olejek od firmy Barwa Cosmetics z serii Barwy Harmonii. Produkty marki BARWA odkryłam już wieki temu, ale tak na dobre rozkochałam się w nich całkiem niedawno. Ostatnim hitem okazał się wspomniany olejek cedrowy. Ten złoty płyn w zetknięciu z wilgotną skórą zamienia się w przyjemną, kremową, lekką pianę, która świetnie rozprowadza się na skórze. Dzięki niemu skóra jest dopieszczona, bo olejek dokładnie oczyszcza, świetnie nawilża, napina skórę i czyni ją miękką w dotyku. Produkt oparty jest na naturalnym oleju ze słodkich migdałów, oliwie z oliwek i witaminie E. Nie zawiera parabenów, konserwantów, silikonów, barwników i składników pochodzenia zwierzęcego. Jestem zdecydowanie na tak!
Planner, który pojawia się na zdjęciach to glamPLANNER na rok 2018 i ja go kupiłam TU.
→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→
Jeżeli spodobał Ci się ten post i sądzisz, że może komuś się przydać, kliknij proszę Lubię to na moim profilu na FB lub udostępnij go u siebie.
Zawsze myślałam, że masz wspaniałe, idealne życie. Jak księżniczka w bajce. Cudowny, szaleńczo zakochany mąż, wymarzona praca z pensją na koncie, która zadowoliłaby niejednego z nas. Obowiązkowo kilka razy w roku fantastyczne wakacje w tropikach. Zdrowie, które dopisuje. Mnóstwo przyjaciół. Każda decyzja trafiona, a wszystko czego się podejmowałaś realizowałaś z taką łatwością. Myślałam, ale Ci fajnie, masz wszystko, co do szczęścia potrzebne.
I trułam Ci od czasu do czasu swoimi problemami, które były na tamten czas, tak wielkie, jakbym się w szpilkach na Mount Everest wspinała. Ty słuchałaś, radziłaś, pomagałaś. Później dowiedziałam się, że jednak nie takie kolorowe było to Twoje życie, jak mi się wydawało. Brakowało Ci tego najważniejszego, upragnionego dziecka. Ja swoje miałam i mogłam je codziennie do siebie tulić. Było to jednak dla mnie jak chleb powszedni. Jak oczywista oczywistość. Nie sądziłam, że dla kogoś to, co mam może być synonimem szczęścia. Potrzebowałam solidnego otrzeźwienia, by dostrzec, że na moim podwórku trawa jest równie zielona, jak u sąsiada.
Bo my ludzie mamy tendencję do idealizowania rzeczywistości i dostrzegania pozytywów we wszystkim co nas otacza, a w czym bezpośrednio nie bierzemy udziału. Docenienie cudzego, chociaż być może w rzeczywistości wcale nie jest takie wspaniałe, przychodzi nam łatwo. Dlatego zawsze w innych krajach żyje się lepiej, pracodawcy są hojniejsi, urzędnicy bardziej łaskawsi, a ludzie życzliwsi, bo nie muszą, tak jak my, całe życie harować w pocie czoła na kolejną ratę kredytu hipotecznego. Takim schematom ulega chyba każdy z nas.
Czasem jednak warto podlać własną trawę, by była równie zielona. Skupić się na swoim życiu, na tym co jest tu i teraz. Nauczyć się dostrzegać pozytywy w każdej sytuacji, bo w przeciwnym razie, gdziekolwiek byśmy nie byli i cokolwiek byśmy nie posiadali, będzie nam źle, coś będzie nas uwierało, a wiatr zawsze będzie wiał wyłącznie nam w oczy.
Warto więc spojrzeć na swoje życie łagodniejszym wzrokiem, pozbyć się ułudy lepszości, bo wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Są przecież w naszym życiu proste rzeczy, których czasem nie dostrzegamy, a które mają ogromną wartość. A przecież prawdziwe "szczęście to chcieć tego, co się ma"**.
*obrazek źródło internet ** Jacek Walkiewicz "Pełna MOC możliwości"
Wprawdzie blisko dwadzieścia dni temu powitaliśmy październik, ale ja dopiero teraz znalazłam czas, by wstawić post o ulubieńcach września. Ostatnio nie ogarniam czasu. Wydaje mi się, że każde pięć minut skurczyło się do jednej minuty. Nie wiem kiedy minęło lato, a tu już jesień rozgościła się na dobre. Fajnie, że obecnie jest taka prawdziwa złota, słoneczna i ciepła, wiec można pokusić się na długi popołudniowy spacer, a wieczorem rozświetlić dom świeczkami, owinąć się w mięciutki kocyk popijając herbatę. Nie przeciągając zapraszam na wpis o tym, czym zachwycałam się we wrześniu, chociaż większością zachwycam się nadal :)
1. KOSMETYKI
We wrześniu odkryłam sporo fajnych kosmetycznych hitów, dlatego niebawem osobny post o ulubionych kosmetykach naturalnych. Moje serce jednak totalnie skradły dwa kosmetyki. Pierwszy z nich to malinowy peeling cukrowy marki NaturalMe. Tę markę odkryłam przypadkiem poszukując nowego peelingu do ciała. Zamówiłam na próbę trzy produkty i muszę przyznać, że wszystkie trzy spełniły moje oczekiwania. Ich malinowe cudo jest kapitalne. Nie dość, że obłędnie wygląda, pięknie pachnie, tak że miałabym ochotę go zjeść, to jeszcze fantastycznie działa. Peeling zawiera w sobie olej arganowy i masło shea, które rewelacyjnie nawilżają skórę, a także drobinki cukru złuszczające martwy naskórek. Ja nie wyobrażam sobie jesiennej pielęgnacji bez peelingu właśnie. Ten jest mega, więc jeśli szukacie dobrego peelingu, to wpadajcie na ich stronę, bo są tam też peelingi o innych zapachach.
Drugim odkryciem okazał się wygładzający olejek do demakijażu marki Clochee. Produkty tej marki pojawiały się już we wpisach, bo są naprawdę genialne i absolutnie warte swojej ceny. Cieszę się, że znalazłam ten olejek, bo jest obecnie moim ulubionym produktem do demakijażu. Bardzo dobrze zmywa codzienny makijaż, nie zapycha, nie wysusza skóry, dobrze się rozprowadza, daje uczucie nawilżenia i wygładzenia. Do tego produkt jest bardzo wydajny. Mam go ze sklepu Eco & well i uważam, że jest to najlepszy internetowy sklep z kosmetykami naturalnymi. Wybór kosmetyków jest ogromny, a do tego fajna sprawa, bo na ich stronie jest zakładka blog, gdzie można znaleźć świetne, rzetelne artykuły, nie tylko o kosmetykach. Zresztą zajrzyjcie i przekonajcie się sami :)
2. MODA
Bezapelacyjnym hitem modowym, nie tylko września, jest ręcznie robiona torebka. Wykonuje je na zamówienie niesamowicie uzdolniona Marta. Pierwszy raz zobaczyłam torebkę na Instagramie i przepadłam. Jest przepiękna, oryginalna, do tego wyplatana ze sznurka pochodzącego z recyklingu, więc jest eco i totalnie w moim stylu. Ja wybrałam sobie szarą, ale kolorów do wyboru jest sporo. Można też wybrać torebkę w kształcie koła, która też ma swój urok. Torebki są ściśle splecione metodą szydełkową, dopracowane w każdym szczególe. Pani, która je wykonuje jest według mnie mega uzdolniona. Koniecznie zajrzyjcie na stronę, o TU, bo torebki są naprawdę wyjątkowe.
3. PLANNER
Wiem, że do końca roku zostało jeszcze trochę czasu, ale ja już we wrześniu zachwycałam się plannerem na kolejny rok. Dosłownie przebierałam nogami, żeby już móc zobaczyć swój planner na przyszły rok. Tym razem postawiłam na Glamcreative i jestem bardzo zadowolona. Porwała mnie przede wszystkim jego szata graficzna i funkcjonalność. Jest bardzo elegancki, estetyczny, ale też użyteczny. Dzięki niemu możemy pilnować nie tylko ważnych terminów, ale także zwrócić uwagę na mniejsze rzeczy. Planner ma dzienny terminarz i sporo miejsca na notatki, na czym bardzo mi zależało. Są też miejsca na listy np. książek, filmów, prezentów, czego brakowało mi w moich poprzednich plannerach. Ja zdecydowałam się na kolor różowy, ale na stronie są też do kupienia plannery w kolorze szarym. A i kalendarz przychodzi przepięknie zapakowany, więc idealnie nadaje się też na prezent. Zresztą zobaczcie sami, klikając TU.
4. KSIĄŻKA
Ostatnio zrobiłam sobie chwilę odpoczynku od thrillerów i kryminałów, bo jakoś pogoda za oknem nie nastrajała mnie do takich lektur. Potrzebowałam czegoś zupełnie innego i wtedy w moje ręce wpadła nowa powieść Nicholasa Sparksa "We dwoje". Wcześniej prasując, zupełnie przypadkiem, obejrzałam na Netflixie "Noce w Rodanthe" i "Pamiętnik" na podstawie książek tego autora, więc tym bardziej z przyjemnością sięgnęłam po książkę. "We dwoje" to historia opowiedziana z perspektywy mężczyzny Russella Greena, który ma wszystko: wspaniałą żonę, uroczą 6-letnią córeczkę oraz
prestiżową posadę dyrektora reklamy w dużej firmie. Życie niestety bywa czasem bardzo przewrotne, o czym Russell przekonuje się bardzo dotkliwie na własnej skórze, bo w ciągu kilku miesięcy traci żonę i pracę. Przyjdzie mu się zmierzyć z zupełnie inną rzeczywistością. Jak potoczą się losy ojca samotnie wychowującego córkę? Przekonajcie się sami, warto, zwłaszcza że końcówka książki wbija w fotel. Nie wiem czy wiecie, ale w związku z premierą tej książki Nicholas Sparks odwiedzi Polskę i spędzi u nas trzy dni (26-28 października). W tym czasie odwiedzi Warszawę oraz Kraków, gdzie pojawi się na Międzynarodowych Targach Książki. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros i można ją kupić np. TU.
5. SERIAL
Diagnoza to polski serial, który ostatnio oglądam. Nie mam w domu telewizji, więc nie wiem co w trawie piszczy jeśli chodzi o polskie seriale, ale na ten zwróciłam uwagę dzięki plakatowi z Mają Ostaszewską. Uwielbiam tę aktorkę, bo świetnie sprawdza się grając zarówno w dramatach, jak i w komediach. Bardzo dobry serial i ten Rybnik taki w nim piękny. Jestem już po kilku odcinkach, ale ciągle mam apetyt na więcej. Sprawdziłam, że można go obejrzeć we wtorki na TVN o 21:30 albo na Playerze.
Za oknem ostatnio szaro, buro i ponuro. Strugi płynącego za oknem deszczu wcale nie zachęcają do wychodzenia z domu. Pozostaje więc ciepły koc, gorąca, aromatyczna herbata, zapalone świeczki i dobra książka. Nie jestem fanką romansów, ale ostatnio przeczytałam jeden z nich i tak zaczęła się moja przygoda z twórczością Kirsty Moseley.
Do przeczytania książki zachęcił mnie opis widniejący na okładce, no i sama okładka. To historia Nate'a i Rosie. Nate to notoryczny podrywacz, łamacz kobiecych serc. Zakochany w swoim kawalerskim życiu, dla którego liczą się jedynie przelotne romanse, z nikim nie wiąże się na stałe. Na co dzień pracuje jako agent SWAT, a mundur, który zakłada, jak twierdzi jest dodatkowym wabikiem na kobiety.
Tymczasem jego najlepszemu przyjacielowi urodził się właśnie synek i Nate z czasem zaczyna tęsknić za życiem rodzinnym. Dostrzega mnóstwo zalet w stałym związku, widząc, jak bardzo szczęśliwą rodzinę stworzył jego przyjaciel. Sam zaczyna pragnąć tego dla siebie, zwłaszcza że poznaje kobietę, która wydaje się być tą jedyną. Rosie jest bowiem inna niż wszystkie dotychczasowe zdobycze Nate'a. Nie tak łatwo ulega urokowi chłopaka. To silna kobiet, która wie czego chce i wie, że ciężką pracą jest w stanie wyjść na prostą.
Początkowo Rosie nie jest zainteresowana znajomością z Natem, który wprost ją onieśmiela i peszy, ale z czasem przekonuje się do niego i angażuje się w tę znajomość. Nie jest jednak do końca szczera z Natem. Jak zareaguje chłopak, gdy prawda wyjdzie na jaw?
Książka ma zmienną narrację i opowiedziana jest z perspektywy dwóch głównych bohaterów. Dzięki temu zabiegowi możemy bardziej poznać zarówno Rosie, jak i Nate'a, ich rozterki i emocje, które nimi targają. Książkę czyta się przyjemnie, szybko, bo pisana jest lekkim językiem.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa HarperCollins Polska i można ją kupić TU. Obecnie dostępna jest też druga część tej historii TU.
Lubię biżuterię. Dla mnie osobiście to taki transfer emocji. Nie jestem jednak z tych, którzy mają jej tak dużo, że kuferki się nie domykają, ale i też nie z tych, dla których biżuteria to tylko na wielkie wyjścia. Mam swoich faworytów w wyrobach biżuteryjnych. Jednym z nich jest bez wątpienia marka Tamilove. To ekskluzywna, ręcznie robiona biżuteria na każdą okazję. Kiedy zobaczyłam ich bransoletki pierwszy raz na Instagramie, pomyślałam, że nie widziałam nic piękniejszego. Są absolutnie w moim stylu. Idealne do letnich sukienek i grubych swetrów. Atrakcyjne wizualnie, ale też wysokiej jakości. Trwałe, bo wykonane z naturalnych i szlachetnych kamieni. Skontaktowałam się z właścicielką Tamilove, aby bliżej przyjrzeć się marce, bo jest naprawdę zachwycająca.
1. Dzień dobry. Z Tamilove jest mi po drodze już od dłuższego czasu, chciałam więc na początek zapytać skąd taka piękna nazwa?
Nazwa Tamilove powstała w kilka minut. Tami, to nasze rodzinne
zdrobnienie imienia córeczki. Wystarczyło dodać 'love' i powstała całkiem fajna nazwa.
2. Mi osobiście bardzo się podoba. A kiedy pojawił się pomysł tworzenia biżuterii?
Marka Tamilove powstała w 2015 roku. Sam jednak pomysł na tworzenie
biżuterii zagościł w mojej głowie już dużo wcześniej. Wszystko zaczęło
się od kilku sztuk dla koleżanek. To dzięki ich, i mojego męża wsparciu,
uwierzyłam.... to się może udać!
3. Obecnie na rynku sporo przeróżnych bransoletek, naszyjników, pierścionków... Co więc, według Pani, wyróżnia markę Tamilove?
Wydaje mi się, że największym atrybutem biżuterii Tamilove jest sposób, w jaki powstają produkty. Pomysły przychodzą do głowy, a ja wówczas nie czekam ani chwili. Ważne jest, by każda bransoletka, naszyjnik czy pierścionek wyglądały tak, że sama chciałbym je nosić.
4. Ja absolutnie przygarnęłabym wszystkie dostępne produkty. Co daje Pani największą satysfakcję w prowadzeniu takiego biznesu?
Który etap produkcji lubi Pani najbardziej? Czy projektowanie,
wykonywanie biżuterii, a może ogarnianie mediów społecznościowych i strony
internetowej?
Hmmm.... chyba wszystko po troszkę... Wiadomo tworzenie biżuterii jest na pierwszym miejscu, ale wszystkie inne obowiązki są takim wentylem.
5. Jeżeli klient ma konkretne oczekiwania czy jest szansa, że wykona Pani specjalne zamówienie?
Zawsze staram się odpowiadać na wymagania klienta, a realizowanie zamówień indywidualnych to wielka przyjemność. Jednym razem są to małe modyfikacje projektów, a innym całkiem nowe, ciekawe wyzwania. Muszę w tym miejscu wspomnieć, że Tamilove ma kilka takich modeli, które powstały na życzenie klienta i stały się bestselerami marki :)
6. W przeciwieństwie do ludzi pracujących na etatach w biurach, Pani na
co dzień otacza się pięknymi przedmiotami. Czuje Pani, że życie nie
jest monotonne, ograniczone biurkami jak w korporacjach?
Oj tak! W trakcie jednak pracy moje otoczenie jest wielkim bałaganem i momentami marzę o uporządkowanym biurku. Jednak mimo tego, że wszystko na jednej głowie, wspaniale jest mieć czas, o którym samemu się decyduje.
7. Czego zatem sobie Pani życzy?
Najbardziej to więcej takich cudownych klientek i klientów, jakich mam obecnie. To wspaniałe uczucie, kiedy otrzymuję zdjęcia i podziękowania. Zawsze sobie jednak wówczas myślę, że to ja powinnam podziękować, bo gdyby nie Wy, nie byłoby Tamilove :)
8. Niech się zatem spełni każde marzenie, to mówione głośno, szeptem i wcale.
Dziękuję Pani serdecznie za rozmowę, a
Was zapraszam bezpośrednio na stronę i fanpage Tamilove, gdzie
znajdziecie piękną, oryginalną biżuterię. Gwarantuję miłość od pierwszego wejrzenia :)
*zdj. z kolażu własność Tamilove
https://tamilove.pl/
https://www.facebook.com/tamilovepl/
https://www.instagram.com/tamilove.pl/
Ostatnio mało wpisów na blogu, ale choroby nas pokonały. Mam nadzieję, że wychodzimy już na prostą i wpisy będą znowu pojawiały się regularnie. Miło mi ogromnie, że dopytujecie o ciszę na blogu, a kiedy wyjaśniam powód, życzycie powrotu do zdrowia. Dzisiaj przygotowałam post o książkach dla dzieci. Mamy ich sporo, ale wybrałam te, po które ostatnio sięgamy codziennie. Na półkach brakuje już miejsca, więc jeżeli ktoś byłby zainteresowany zakupieniem książek w idealnym stanie dla swoich dzieci to zachęcam do wiadomości prywatnych w tej sprawie. Niedawno (KLIK) zamieściłam wpis o nowościach i zapowiedziach dla dzieci, więc nasza lista zakupowa znów powiększyła się o kilka tytułów.
W zestawieniu poniżej mam swoich faworytów, a Alex swoich. Wszystkie książki z tego zestawienia są godne uwagi. Zaparzajcie więc herbatę, przygarniajcie koc i czytajcie!
1. Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków - Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Mam wrażenie, że każda zakupiona w Naszej Księgarni książka jest strzałem w dziesiątkę. Ten atlas towarzyszy nam już kilka dni i ciągle czytany jest z wielkim zainteresowaniem. Oczarował nie tylko mojego Syna, ale również mnie. W książce znajdziemy informacje na temat ptaków, które można spotkać na spacerze czy w ogródkach, bo wszystkie ptaki zamieszkują nasz kraj. Treść podana jest w bardzo interesujący, ale przystępny sposób, więc każdy młody czytelnik będzie w pełni usatysfakcjonowany. Wśród opisanych ptaków znajdziemy m.in.: szpaka,
sikorę, słowika rdzawego, srokę, wilgę, kosa, dzięcioła zielonego, dudka, sójkę czy ziębę.
W atlasie oczarowało mnie to, że ilustracje wykonane są w przeróżny sposób. Czasem są to zdjęcia, czasem rysunki wykonane przez małą dziewczynkę, a innym razem obrazki namalowane farbą lub kompozycje z materiałów. Według mnie to bardzo pomysłowa i przemyślana propozycja dla małych ornitologów. Do kupienia w dobrej cenie w księgarni internetowej Nieprzeczytane.pl
2. Rok na wsi - Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Kolejna propozycja od Naszej Księgarni, która zauroczyła całą naszą trójkę. Z tej serii mamy już "Rok w lesie", ale ta pozycja absolutnie skradła moje serce, być może dlatego, że sama wychowywałam się na wsi. Uwielbiam takie książki, bo dzięki nim moje dziecko uczy się opowiadać, rozwija swoje słownictwo, ćwiczy koncentrację i spostrzegawczość. Z książki korzystamy w różny sposób, czasem skupiamy się jedynie na kilku zwierzętach i szukamy ich na każdej rozkładówce, czasem opowiadamy historie, a czasem zwyczajnie obserwujemy zmiany, jakie zachodzą w środowisku przez dwanaście miesięcy.
Książka pokazuje wieś w dwunastu odsłonach, bo każdy miesiąc oferuje inne uroki. Do swojego agroturystycznego gospodarstwa zapraszają nas Basia i Piotr Listkowie wraz z dziećmi - Tymkiem, Mają, Frankiem oraz babcią Helą i panem Józkiem. Zjeżdżają tu letnicy chcąc odpocząć od miejskiego zgiełku, przychodzą sąsiedzi i przyjeżdża właścicielka ekologicznego sklepu, która zaopatrza się w zdrowe produkty. Jak to w każdym gospodarstwie bywa jest też sporo zwierząt. Zdecydowany must have na jesienne wieczory. Do kupienia TU. 3. Wielka księga robali - Wydawnictwo Wilga
O tę książkę dostałam bardzo dużo zapytań na Instagramie. I wcale się nie dziwię, bo jest naprawdę zachwycająca. Książka przedstawia świat robali biegających, fruwających i pełzających. Każda strona poświęcona jest innym robalom: są tu informacje o mrówkach, chrząszczach, pszczołach, motylach, a nawet ćmach i ślimakach. Myślę, że zawarte w książce krótkie, podane w przystępny sposób, ale bardzo interesujące ciekawostki o poszczególnych żyjątkach z całą pewnością zainteresują każde dziecko.
Nie mogę nie wspomnieć o cudownych, kolorowych ilustracjach, które cieszą oko za każdym razem, kiedy czytamy książkę. Dodatkową ciekawość wzbudzają zagadki ukryte na kolejnych stronach. "Wielka księga robali" to jedna z najpiękniejszych pozycji w bibliotece Alexa. Do kupienia TU.
4. Wiąż, ile chcesz, Albercie - Wydawnictwo Zakamarki
To kolejna książka o przygodach Alberta i jego taty. Tym razem Albert opanował nową umiejętność, a mianowicie nauczył się wiązać. Jest z tego powodu bardzo zadowolony, chce ćwiczyć swoją nową umiejętność i chwalić się osiągniętym sukcesem. Tata, który jest bardzo dumny z syna, pozwala mu wiązać wszędzie i ile tylko chce. Albert więc wiąże, wiąże i wiąże.
Kiedy pochłonięty pasją Albert wiąże kolejne kokardy, tato może wówczas odpocząć. Cieszy go również fakt, że nie będzie już musiał wiązać Albertowi butów. Pomysłowość chłopca nie zna granic. Co więc wyniknie z nieograniczonej rodzicielskimi zakazami zabawy? O tym przekonajcie się sami sięgając po książkę. W dobrej cenie TU.
5. Mattis i jego przygody w pierwszej, drugiej i trzeciej klasie - Wydawnictwo Zakamarki
Alexander pokochał Mattisa tak bardzo, że znam już prawie całą książkę na pamięć. Mattis to bardzo wesoły chłopiec, który lubi chodzić do szkoły ze względu na kolegów. Wraz z nim do jednej klasy uczęszcza Dunia, Poducha i Beni Bandzior. W pierwszej klasie jest fajnie, chociaż zdarzają się nieprzyjemne sytuacje, jak chociażby ta, kiedy Beni Bandzior zrzuca Mattisowi na głowę bryłę lodu. W drugiej klasie jest fajniej, bo chłopiec zaprzyjaźnia się z Poduchą i razem zakładają zespół muzyczny. A w trzeciej klasie to już jest naprawdę super. Beni Bandzior dołącza do paczki. Wszyscy trzej bardzo lubią Dunię i koniecznie chcą się dowiedzieć, co dziewczynka napisała o nich w swoim pamiętniku.
Cieszę się ogromnie, że pojawiają się takie książki, które przybliżają chłopięcy świat. Wszystkie historie i przygody opisane są z perspektywy dziecka, co jest niewątpliwą zaletą książki. Zdecydowanie polecam! Można kupić TU.
6. Przeźroczysty chłopiec - Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Kiedy przeczytałam w zapowiedziach o książce Antoniny Krzysztoń "Przeźroczysty chłopiec", wiedziałam, że spodoba się mojemu dziecku. I miałam rację. Ja sama też uwielbiam tę książkę. Jest niezwykle mądra, życiowa, wzruszająca, zabawna, taka pełna ciepła i empatii. Zachwyca swoją prostotą i wrażliwością.
Bohaterem książki jest całkiem zwyczajny przedszkolak z grupy starszaków imieniem Franek, który czasem jest smutny, bo tęskni za rodzicami, których ciągle mu mało, i za dziadkiem, i za kolegami nieobecnymi w przedszkolu. Cieszą go natomiast i niezmiernie zachwycają pory roku i święta. Nie dostrzega "inności" koleżanki, zazdrości rówieśnikom i nie rozumie rodziców, którzy nie zawsze słuchają, i którzy nie widzą problemu w rzeczach, w których on je dostrzega.
Uważam, że to rewelacyjna książka także dla rodziców, bo dzięki niej spojrzą na świat dziecka jego oczami, a ten świat wbrew pozorom wcale nie jest taki dziecinny. Jestem zdecydowanie na tak! Warto zakupić tę książkę i dla dziecka, i dla siebie, np. TU.
→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→
Jeżeli spodobał Ci się ten post i sądzisz, że jego treść może komuś się przydać, proszę kliknij Lubię to na moim profilu na FB lub udostępnij go u siebie.