Polubiłam moje wpisy o miesięcznych hitach, bo traktuję je w kategoriach treningu uważnosci. Kiedy czymś się zachwycę, coś bardzo przypadnie mi do gustu, obejrzę ciekawy film czy przeczytam wciągającą książkę, skrupulatnie zapisuję w kalendarzu, by później tymi odkryciami podzielić się z Wami. Co więc podbiło moje serce w ubiegłym miesiącu?
1. Najwspanialsze mydła pod słońcem, które pokochała cała moja rodzina. Wyrabiane z pasją i sercem przez Panią Wiktorię w niewielkiej wsi położonej w Beskidzie Niskim. Mowa o mydłach z MYDŁO STACJI. Mamy u siebie plaster miodu, czarne złoto, chłodzącą miętę oraz lawendową przystań. Wszystkie są absolutnie 100% naturalne, bez chemii i maksymalnie dbające o skórę. Lubię otaczać się ładnymi zapachami i kształtami, a te mydła wyróżniają się od tych produkowanych masowo i sprzedawanych w drogeriach czy marketach. Myślę, że tylko małe manufaktury, rodzinne biznesy i ludzie z pasją są w stanie stworzyć takie cuda. Mydła mają zbawienny wpływ na moją skórę - pozostawiają ją gładką i promienną. Bez wahania myję nimi również wrażliwą skórę mojego dziecka. Pokochałam je za skład, za działanie, za to co czynią z moją skórą, za zapach. Polecam każdemu, dużemu i małemu. Rewelacja!
Mydła można obecnie kupić TU.
2. Kremy do twarzy od TRAWIASTE. Pokazałam je kiedyś na Instagramie i otrzymałam mnóstwo zapytań, wiec dziś na nie odpowiem. Zanim w ogóle zaopatrzyłam się w kremy, spodobało mi się główne motto: "Nie nakładamy na skórę niczego co nie wyrosło z natury i czego nie można zjeść!". Powiem Wam, że to najlepsze kremy jakie kiedykolwiek używałam. Nie ma nic lepszego dla mojej skóry. Moi przyjaciele w kosmetyczce. Cuda zamknięte w słoiczkach. Wieczorem i rano zwyczajnie marzę, by je wklepać w skórę. Są jak haust świeżego powietrza. Po ich nałożeniu mam wrażenie, że w każdą komórkę wnika woda i dobroczynne, pochodzące prosto z natury składniki. Po ich aplikacji moja skóra jest dobrze odżywiona, nawilżona, jakby odżywała. Wszystkie produkty z TRAWIASTE wytwarzane są na bazie surowych soków z ziół, owoców i warzyw, w połączeniu z tłoczonymi na zimno olejami i masłami z roślinnych pestek. Dodatkowo powiem Wam, że każda klientka jest traktowana indywidualnie. Określiłam swoje oczekiwania co do kremu i otrzymałam dokładnie to, na czym mi zależało. Teraz pewnie skusze się na naturalny antyperspirant i pomadkę. Jak wypróbuję, dam znać :)
3. Masełka do ust Nacomi. Nie ważne czy to zima czy lato zawsze mam przy sobie pomadki bezbarwne czy masła do ust. W każdej torebce czy kieszeni płaszcza mogę je znaleźć. Wypróbowałam ich naprawdę wiele. Ostatnio najczęściej kupuję właśnie te z Nacomi. Sprawdzają się u mnie doskonale. Bardzo gładko i bezproblemowo się je aplikuje. Są naturalne, bardzo długo utrzymują się na ustach pozostawiając je nawilżone i odżywione. Masełka cudownie koją spierzchnięty naskórek. Idealnie współpracują ze szminkami, nie powodują ich rolowania ani ważenia się.
4. Książka Jojo Moyes "Dziewczyna, którą kochałeś". Przeczytałam ją błyskawicznie. Wciągnęła mnie bez reszty. To opowieść niezwykła, chwytająca za serce, obok której nie da się przejść obojętnie. Akcja rozgrywa się w czasach pierwszej wojny światowej, która tak naprawdę była przedsmakiem tego, co dopiero miało nadejść. W małej okupowanej przez Niemców francuskiej wiosce St Péronne żyje Sophie, żona malarza. Wraz z siostrą, jej dziećmi, i bratem prowadzą hotel z restauracją Le Coq Rouge, w której stołują się Niemcy. Ścianę jednego z głównych pomieszczeń zdobi przepiękny portret dziewczyny, który zafascynował pewnego niemieckiego komendanta i zainicjował ciąg tragicznych wypadków. Tymczasem kilkadziesiąt lat później ten sam obraz wisi w szklanym domu młodej wdowy. Był on niezwykłym prezentem zaręczynowym i jedną z dwóch pamiątek po przedwcześnie zmarłym mężu. Liv zmuszona jest oddać portret, ale postanawia walczyć i poznać historię ukrytą za obrazem...
"Dziewczyna, którą kochałeś" to książka pełna emocji, o kobietach, o ich sile, o walce, o podejmowaniu trudnych decyzji. To też książka, która opowiada o czasach pierwszej wojny światowej, o jej następstwach, dotyka problemu zbrodni wojennych i repatriacji.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak literanova.
5. Gra Carcassonne - gry to u nas w zimowe wieczory must have. Tę akurat mamy już bardzo długo, ale dopiero w tym roku się nią na maksa zachwycamy. Wcześniej to głównie Jarek grał z kolegami. Teraz świetnie się przy niej bawimy we trójkę. Mamy w domu jeden duży box i jeden mniejszy dodatek. Gra polega na budowaniu i kontrolowaniu różnych terenów. Gracz losuje kwadratowy klocek przedstawiający jakiś fragment terenu, a
następnie stara się go dołożyć do tych, które już są wyłożone na stole.
Na klockach przedstawione są drogi, łąki, klasztory i fragmenty miast.
Klocek trzeba dołożyć tak, aby przylegał do tych już wyłożonych co
najmniej jedną krawędzią i dodatkowo, aby te przylegające krawędzie
pasowały do siebie. Ułożone klocki za każdy razem przedstawiają inny obraz. Ćwiczymy dzięki niej wyobraźnię, kojarzenie, spostrzegawczość, ale przede wszystkim fantastycznie wspólnie spędzamy czas.
6. Serial Case, utrzymany w mrocznym, niepokojącym klimacie. Opowiada o tajemniczej śmierci nastoletniej islandzkiej baletnicy Láry. Wiele wskazuje na to, że sama odebrała sobie życie, wieszając się na linie w teatrze. Policyjna detektyw jednak nie wierzy w taką wersję
wydarzeń. Poza nią sprawą interesuje się też dwójka prawników. Jeżeli podobał Wam się The Killing czy Most nad Sudem to i ten serial z całą pewnością przypadnie Wam do gustu.
Jeżeli lubicie moje hity miesiąca, kliknijcie Lubię to, będzie mi bardzo miło.