Nastał w końcu ten wyczekiwany, najpiękniejszy czas w roku. Przeminęły magiczne chwile odliczania do przyjścia Mikołaja, ubierania choinki, a zaraz odliczane będą chwile do pierwszej gwiazdki na niebie, dającej znać, że można już dzielić się opłatkiem, zasiąść wspólnie do stołu i kolędować. 

Siedząc na kanapie jedną ręką gładząc świeżo umyte włoski Synka zastanawiam się co jest w tych w Świętach takiego magicznego, że poruszają nas tak głęboko, niesamowicie wzruszają drobne gesty rozmiękczając nawet najzatrwaldzialsze serca, rozrzewniają wyciągane z pudełek bombki czy robione przed laty papierowe łańcuchy, zapachy sosnowych gałązek czy pierników przywołują najpiękniejsze wspomnienia sprzed lat, a wypowiadane życzenia dotykają najczulszych strun. W te Święta jakby mocnej kochamy, jakby nasze serca się otwierały na najbliższych, czasem skłóconych członków rodziny, bezdomnych, samotnych i zapomnianych. Chcemy uzupełniać zapasy dobroci i dzielić się tym z innymi. Tyle w tych Świętach magii, niezrozumiałej czasem. Budzi się w nas tęsknota, nostalgia, wspomnienia i sentymenty. Ale też tworzymy własne historie i budujemy wspomnienia naszych dzieci. Bo to jest wyjątkowy czas.

Spędźmy go więc tu i teraz, wyciszmy gonitwę myśli i uspokójmy serca. Jeżeli jest nam dane to z osobami, których kochamy najbardziej i bądźmy wdzięczni, że mamy taką możliwość. Doceńmy, że jesteśmy razem przy wspólnym stole łamiąc się opłatkiem położonym na sianku pod białym obrusem. Przebaczmy, co przebaczyć komu możemy. Stańmy z czystym sercem. Przytulmy się w uścisku pełnym przyjaźni i miłości. Uścisku, który zostanie doceniony i zapamiętany, byśmy mogli go sobie przypomnieć w chwilach, kiedy będzie nam najbardziej przydatny. 

Obdarowujmy się dobrem, częściej i hojniej, bo ono mnoży się, gdy się nim dzielimy. Bądźmy życzliwi dla innych i samych siebie. Miejmy odwagę iść naprzód. Pomagajmy, kiedy nikt pomóc nie chce, ale sami też umiejmy prosić, kiedy pomoc jest nam potrzebna. Bądźmy bardziej świadomi i wyrozumiali bez wiecznego zadęcia i spiny. Umiejmy się cieszyć z tych drobnych chwil, bo tylko wówczas będziemy w stanie prawdziwie docenić te wielkie. Doświadczmy życia, w którym cudem jest wszystko. 


Wszystkiego Świątecznego Wam życzę!

Wiem, że już mocno zaawansowany grudzień, ale ja jeszcze podrzucam listopadowe hity. Ten jedenasty miesiąc roku szybko mi śmignął. Miałam względem niego pewne plany, miał bowiem przynieść spokój i wytchnienie podczas długich wieczorów. Miałam napawać się leżeniem na kanapie pod kocykiem, raczyć się ciepłymi herbatami w oświetlonym pachnącymi świeczkami salonie, a czas miał płynąć wolno. Coś jednak nie do końca poszło po mojej myśli. Było tysiąc spraw do załatwienia i ogarnięcia jak na matkę pracująca przystało. Luzowanie zostawiłam więc na później, chociaż nie wiem kiedy to właściwie jest. Nie obyło się jednak w tym listopadzie bez kilku wow, o których piszę poniżej. Kto ciekawy, to zapraszam!

KOSMETYKI


Listopad przyniósł ze sobą kilka bardzo ciekawych kosmetycznych nowinek i zachwytów. Jednym z nich okazały się kosmetyki od Yumi. Tę polską markę odkryłam dzięki przepięknym opakowaniom, które zwróciły moją uwagę na Instagramie. Trochę się jej przyglądałam, ale kiedy zobaczyłam ich produkty w mojej osiedlowej drogerii, kupiłam na próbę dwa produkty, a kolejnego dnia jeszcze dwa. Mam więc balsam, krem i mydło do rąk oraz żel pod prysznic. Bardzo lubię kosmetyki, które w swoim składzie mają sok z aloesu (nie puder!), który cudownie łagodzi, uspokaja, regeneruje i działa przeciwzapalnie. Od dawna zawsze mam tubkę czystego aloesu, w ogóle uważam że to niezbędnik w każdym domu. Kosmetyki od Yumi to świetne ultralekkie produkty, ale bardzo skuteczne w swoim działaniu. Brakowało mi takich właśnie kosmetyków. Nie zawsze mam bowiem czas na tłuste smarowidła, które trochę potrzebują, żeby się wchłonąć. A ten aromatyczny balsam i krem do rąk błyskawicznie się wchłania i nie pozostawia lepiącej powłoki. To swoisty koktajl odżywczy i nawilżający dla skóry. Mydło nie wysusza skóry rąk. Yumi ma trzy linie zapachowe: aloes, arbuz i ananas, a każda z nich cudownie, soczyście pachnie. Ja rozkochałam się bez pamięci w tych kosmetykach.


Serum do twarzy Esteticus napięcie i wzmocnienie naczynek od Basiclab to mój prawdziwy przyjaciel w walce z przebarwieniami i cerą naczynkową. Używam tego kosmetyku już dłuższy czas i widzę realne zmiany na buźce. Przede wszystkim koloryt skóry został wyrównany, zapewne za sprawą witaminy C (10% stężenie witaminy C w składzie serum). Wszelkie zaczerwienienia znikają i nie pojawiają się nowe. Serum idealnie współpracuje z innymi kosmetykami, w tym z kremem na noc i na dzień. Skóra twarzy jest dobrze nawilżona i odżywiona, taka zadbana i dopieszczona. Konsystencja serum jest płynna, lekko olejowa, łatwo się rozprowadza, wchłania, skóra dosłownie pije serum, czuć jak wnika w skórę. Świetnej jakości produkt, super wydajny, do tego w bardzo przystępnej cenie. Ja zachwycam się nim codziennie. Ciekawa jestem teraz ich serum z retinolem, to pewnie mistrzostwo. Kosmetyki Basiclab można kupić w drogeriach internetowych lub np.w Super-pharm.

KSIĄŻKA


Dla odmiany pomiędzy powieściami, thrillerami czy kryminałami lubię poczytać książki popularnonaukowe czy dotyczące rozwoju osobistego, a to jedna z nich. Książkę "Niewidzialna obrona. Przełomowe odkrycia dotyczące układu immunologicznego" to ciekawa podróż po ludzkim ciele. Dzięki książce możemy się zapoznać z najnowszymi odkryciami naukowymi o naszym układzie odpornościowym, który jest jednym z najbardziej skomplikowanych układów w naszym ciele, odpowiedzialnym za sen, nastrój, odżywianie, sprawność fizyczną czy nawet starzenie się. Układ immunologiczny odpowiadający za kondycję naszego organizmu nieustannie pracuje, walczy z bakteriami, wirusami, toksynami, ochrania nasz organizm, ale warto też wiedzieć, że może stać się też naszym wrogiem i doprowadzić do rozwinięcia się chorób autoimmunologicznych. Książka otwiera oczy na wiele spraw związanych z naszym zdrowiem. Poczytamy o gorączce, stresie, alergiach, śnie. To bardzo przyjemna pozycja pozwalająca poznać nasz organizm, zrozumieć, że odporność to nie tylko łykanie rutinoscorbinu.

SERIAL


Ostatnio mało oglądamy, ale kiedy pojawiła się druga seria The Sinner to obejrzeliśmy w kilka wieczorów. Serial mocno wciągnął nas od pierwszego odcinka i trzymał w napięciu właściwie do ostatniego. Drugi sezon to całkiem inna historia. Osobą łączącą jest detektyw Harry Ambrose, który prowadzi śledztwo tym razem w sprawie mocno kontrowersyjnej - podwójnego morderstwa dokonanego przez 13 letniego chłopca wychowanego w komunie, lokalnej sekcie. Sprawa rozgrywa się w rodzinnym miasteczku detektywa, gdzie on sam przeżył trudne chwile, więc jest dla niego tym bardziej emocjonująca, angażuje się w nią bez reszty. Ten sezon ma równie niepokojący i tajemniczy klimat, co poprzedni.

FILM


Zwiastun filmu wyświetlił mi się gdzieś przypadkowo w internecie. Zobaczyłam, że główną rolę gra  w nim Scarlett Johansson, którą bardzo lubię, więc w sobotni wieczór obejrzałam tę słodkogorzką historię o rozpadzie małżeństwa dwojga utalentowanych artystycznie ludzi w momencie, kiedy otwiera się przed nimi droga kariery. Film jest inspirowany tematyką rozwodową, trudną i bolesną, pokazującą jak dobrzy ludzie potrafią w takich okolicznościach być wobec siebie okrutni, robić rzeczy, którymi sami gardzą. Najważniejsze jest jednak to, że potrafią się w porę zreflektować, co daje pewną nadzieję, że istnieje dobra droga wyjścia z rozwodu. Dla mnie mistrzowską sceną była scena kłótni dwojga głównych bohaterów. Oglądając "Historię małżeńską" płakałam, ale też szczerze się śmiałam. Zdecydowanie polecam. 

BOMBKI


Zdjęcie może bardziej grudniowe, niż listopadowe, ale to właśnie w listopadzie robiliśmy ozdoby na choinkę. Tym razem robiliśmy drewniane "bombki" jak na zdjęciu powyżej. Zamówiłam przez internet drewniane kulki i nawlekaliśmy je na sznurek jutowy. Kulki są w różnych rozmiarach, więc kombinacji całe mnóstwo. Świetna sprawa na wspólne spędzenie czasu, odstresowanie czy ćwiczenie motoryki małej. 

Z roku na rok mam wrażenie, że potrzebuję dla siebie coraz mniej rzeczy. Wyzbyłam się chęci posiadania przedmiotów dla samego posiadania. Potrafię bez wielu tak zwanych "mast have" zwyczajnie się obejść. Wszechobecne zachwalanie produktów i bombardowanie reklamami zewsząd czasem potrafi przykuć moją uwagę na chwilę, czasem na dłużej, czymś mnie zauroczyć, ale ostatnio cześciej jednak odstrasza.

Moje "chcenia" też się zmieniają i jak się okazuje po pewnym czasie, te zachciewajki wcale nie są tak niezbędne, jak początkowo mi się wydawało. Nauczyłam się nie robić pochopnych zakupów, a każdy poważniejszy jest dobrze przemyślany. Kupuję, kiedy naprawdę potrzebuję. Mniej i mądrzej, to moja zasada. Nie choruję na nic specjalnie, no może poza biletem na rajską wyspę czy do Australii do przyjaciół i wymarzoną matę do jogi. Czasem jednak mocno coś wpadnie mi w oko i wówczas zapisuję w ulubionych albo robię zdjęcia, a poźniej, gdy czegoś rzeczywiście potrzebuję, to do tego wracam.

Uzbierała mi się więc taka całkiem pokaźna lista. Trochę zuchwała, momentami wybujała, czasem na bogato, czasem bardzo skromnie i przyziemnie. Lubię siebie sama obdarowywać, kiedy coś naprawdę mi się podoba lub czegoś pilnie potrzebuję. Uważam bowiem, że to takie miłe być dla siebie dobrym.

Może z listy poniżej coś i Wam wpadnie w oko lub zainspiruje, niekoniecznie na najbliższe święta :)



1. Zestaw do brwi Benefit - klik
2. Portmonetka John& Mary - klik
3. Czytnik Kindle Paperwhite - klik
4. Pierścionek Spadająca gwiazda Trzpiotka - klik
5. Sukienka kopeertowa Risk Made in Warsaw - klik
6. Roller do twarzy - klik
7. Mata do jogi Manduka - klik
8. Planner Glam Creative - klik
9. Lniany szlafrok H&M - klik
10. Wełniany golf - klik
11. Czapka - klik
12. Oplotka Zodiak - klik


13. Świeca sojowa autumn pie Ily Line - klik
14. Notes "Syreny" Rzeczownik - klik 
15. Zestaw wegańskich lakierów - klik
16. Bransoletka Pandora - klik
17. Rozświetlacz opal Becca - klik
18. Bralet Miss Liberte Varsovie - klik
19. Stojak na biżuterię - klik
20. Filiżanka ze spodkiem Ende - klik
21. Wielka księga radości - klik
22. Żeliwny zestaw do parzenia herbaty - klik
23. Kapelusz Hathat - klik
24. Turban Z kopytem - klik


25. Słuchawki bezprzewodowe Beats - klik
26. The Gorgeous Formula Zojo Beauty Elixirs - klik
27. Świeca sojowa Ale piernik Cudasie - klik
28. Mata do jogi Simplife - klik
29. Pierścionek Mariia Pasiechko - klik
30. Pościel z falbanką od Miminkoo - klik
31. Sweter Moles&Freckles - klik
32. Bambusowy szlafrok Yellow Meadow - klik
33. Masło do ciała Mydłostacja - klik
34. Zestaw anti-aging Shy Deer - klik
35. Karmelowa torba Koń Bajkowy - klik
36. Naszyjnik Jestem Anna Sudoł - klik
37. Sukienka Moles&Freckles - klik
38. Notes Glam Creative - klik
39. Glamoursy Alaska - klik 

Jeżeli spodobał Ci się post może warto go udostępnić, by ktoś oprócz Ciebie również skorzystał. Będzie mi bardzo miło, kiedy zostawisz komentarz, klikniesz Lubię to czy udostępnisz wpis na Facebooku. Zapraszam Cię także na moje konto na Instagramie, gdzie znajdziesz zdjęcia tego, co kocham.

Synku mój dzisiaj mija dokładnie 8 lat, kiedy pewnego mroźnego grudniowego popołudnia, poznaliśmy z tatą najwspanialszego człowieka na świecie. Ciebie, kogoś wyjątkowego i specjalnego. Człowieka, który absolutnie odmienił nasze życie, tak wiele nas nauczył i ciagle uczy czegoś nowego. 

Otrzymaliśmy ogromny dar, który pozwala nam zobaczyć wiele spraw z zupełnie innej perspektywy, Twojej perspektywy. Tobie zawdzięczamy dostrzeganie piękna w prozaicznych czynnościach i zwykłych, codziennych chwilach, z których przecież składa się nasze życie. Dzięki Tobie patrzymy na świat z ciekawością i otwartością. Doświadczamy powolności i żyjemy uważniej. 

To Ty, jak nikt inny, potrafisz nam przypomnieć i pokazać, co w życiu jest najważniejsze i cieszyć się z maleńkich rzeczy. Uczysz pokory, ale też ogromnej wiary w swoje możliwości, zaufania do własnej siły sprawczej i przekonania, że mogę, umiem, potrafię i nie poddaję się. Dzięki Tobie kochamy bezwarunkowo, bez dna, tak do utraty tchu i na zawsze. Ty zmieniasz nas każdego dnia, prowadzisz w nowe światy. Tyle tych cudów codziennie od Ciebie mamy. 

A dopiero byłeś mały, jak okruszek Synku mój. Byłeś zawsze ze mną, a moje serce biło stuk puk szeptając Ci słodkie zaklęcia. Pojawiłeś się w końcu, nasz mały książę, taki bezbronny, leżący w kołysce z naszych ramion. Przeżywaliśmy każdy Twój płacz, każdy uśmiech, pierwsze powodzenia i niepowodzenia. I tak już będzie zawsze. To o Ciebie martwić się będziemy najbardziej każdego dnia.

Bo każdy Twój smutek, jest jak nasz własny. Każde Twoje drobne i wielkie potknięcie z chęcią dźwigalibyśmy na swoich barkach. Każdy Twój uśmiech i każdą radość potroilibyśmy w mig. Każde zmartwienie i problem chcielibyśmy móc natychmiast rozwiązać. Każde złe myśli przegonić, jak wiatr gradową chmurę. Ale wiemy Synku nasz, że sam świetnie sobie poradzisz. Jesteś przecież niezwykle zaradny, pomysłowy, troskliwy, mądry, dobry, charakterny.

Patrzysz odważnie na ten świat swoimi wielkimi oczami, które jeszcze niedawno ledwo dostrzegały nasze twarze. Przyjmujesz wszystko co los Ci daje otwartymi rękami, które jeszcze niemalże przed chwilą ledwo chwytały za mój palec. Biegniesz śmiało przed siebie na nogach, które dopiero uczyły się chodzić. Zawsze mądrze i dużo mówisz, a całkiem niedawno Twoje małe usteczka zdołały jedynie płakać. Dziś jesteś już dużym, rezolutnym chłopcem, a przecież jeszcze wczoraj było to najpiękniejsze grudniowe popołudnie, kiedy los zesłał nam Ciebie. Bądź zawsze szczęśliwy Synku nasz!

Jesień i zima ma to do siebie, że zdecydowanie więcej czasu spędzamy w domu. Przynajmniej my. Właściwie wracamy do niego po szkole, jak jest już ciemno, więc na harce na podwórku zostaje sobota, względnie niedziela, pod warunkiem, że pogoda znośna. Najpierw zawsze ogarniamy domową rzeczywistość zostawioną w pośpiechu rankiem, wszelakie prace domowe, by mieć czas na własne przyjemności, na gry planszowe czy wspólne czytanie książek. Bywa, że czytamy sobie na głos po kolei nawzajem, albo każdy zagłębia się w swoją lekturę. Uwielbiam ten wspólny czas. Czekam na niego cały dzień. Na to otulanie się ciepłymi kocami, zapalanie świec, na popijanie dobrej herbaty, na te figle migle, którymi zawsze kończy się czytanie. Taka nasza ulubiona codzienna wieczorna rutyna, po tych zabieganych porankach i intensywnych dniach. Odbijamy sobie wówczas to całodniowe przebywanie bez siebie, te wszystkie stresy i bolączki dnia codziennego. Taka nasza kropka nad "i" prawie każdego dnia. Czuję wówczas wszechogarniający spokój, czuję, że niczego już mi nie brakuje.

Uwielbiam patrzeć na Synka, który sięga po książki, nie dlatego, że mu nakazuję czy nakłaniam, ale dlatego że sam chce. Mam wrażenie wówczas, że jednak umiem w macierzyństwo. Takie wieczory napawają mnie radością, że udało nam się własnym przykładem zaszczepić w nim czytanie książek, pokazać jaka to fantastyczna przygoda. Oby tylko nic się w tym temacie nie zmieniło.

Książek u nas przybywa. W każdy niemal pomieszczeniu pomieszkują jakieś. Od niedawna Alexander korzysta ze szkolnej biblioteki i przynosi nowe książkowe pozycje, które czyta w pierwszej kolejności, bo dba o to, by oddać je w terminie. Jego ulubionym sklepem jest Empik, mam wrażenie, że mógłby tam zamieszkać. A dla mnie są to najprzyjemniejsze zakupy. Ostatnio, oprócz lektur i książek przytachanych z biblioteki, zaczytujemy się w tych poniżej. Może i Wasze dzieci zachwyci, jakiś tytuł.


Seria "Czytam sobie" Wyd. Egmont

Alexander lubi już sam sobie czytać, więc u nas w domu świetnie sprawdziły się książki z serii "Czytam sobie" z Wydawnictwa Egmont. Książki do samodzielnego czytania. W serii są trzy poziomy czytania: składam słowa - dziecko ćwiczy głoskowanie, a tekst składa się z krótkich zdań, około 150-200 wyrazów w tekście, składam zdania - dziecko ćwiczy sylabizowanie, 800-900 wyrazów w tekście, zdania są już zdecydowanie dłuższe oraz połykam strony - tutaj z kolei zdania są bardziej rozbudowane, a wyrazów w tekście jest już około 2500-2800. Te pierwsze są dla nas za "słabe", bo mają za mało tekstu, jak mówi Alexander, ale i one zostały przeczytane. Seria idealna jest więc dla dzieci, które zaczynają przygodę z czytaniem, ale także dla tych, którzy już płynnie czytają. Przekrój tematyczny książek jest naprawdę spory. Myślę, że bez problemu każde dziecko znajdzie coś dla siebie. Warto wybierać jednak takie książki, które rzeczywiście rozbudzą ciekawość w dziecku, bedą zgodne z jego zainteresowaniami, bo wówczas będziemy mieć pewność, że dziecko sięgnie po kolejne tytuły. Fajna jest seria np. o ekologii, która świetnie edukuje młodego człowieka właśnie w tym temacie. Jest o segregacji śmieci, o materiałach, które długo się rozkładają i są szkodliwe dla naszej planety czy o wodzie, która jest wielkim skarbem. W serii znajdziemy książki również np. o Apollo 11, o Edisonie, o Kolumbie czy nawet Marii Skłodowskiej-Curie, ale także o Batmanie czy Smerfetce. Fantastyczna przygoda dla tych, którzy dopiero odkrywają świat liter. To też uczta dla oka, bo książki są pięknie ilustrowane.


 "Śmieciogród" Aleksandra Woldańska-Płocińska Wyd. Papilon

Cudowna książka! Uwielbiam wszystko co wychodzi spod ręki Oli Woldańskiej, jednej z naszych ukochanych ilustratorek. A dodatkowo leży mi na sercu dbanie o naszą planetę, więc chcę, by i mój syn również był świadomy tego, co dzieje się wokół i dokładał wszelkich starań w daniu o to wspólne dobro. "Smieciogród" uczy odpowiedzialności, pokazuje jak na codziennie możemy dbać o Ziemię, a wszelkie zmiany na lepsze powinniśmy zaczynać od samych siebie. Książka zachęca, by zwracać większą uwagę na nasze zakupowe wybory, by rzeczywiście zmniejszać produkowanie śmieci. Podpowiada, że niektórym przedmiotom można dać drugie życie. Mnóstwo tutaj również ciekawostek związanych z ekologią i ruchem zero waste, a wszystko wsparte pięknymi ilustracjami. Zdecydowanie polecam dla dużych i małych.


"Albercie, Ty złodzieju" Gunilla Bergstrom, Wyd. Zakamarki

Alberta znamy i czytamy od lat. Mieliśmy wszystkie książki o przygodach sympatycznego Alberta i jego taty, ale niektóre zostały pożyczone lub podarowane innym małym czytelnikom. Pamiętam jak Alex był mały i czytałam mu o Albercie po kilka razy dziennie, bo on bardzo lubił jego przygody. W zasadzie tak jest do dzisiaj, z tą różnicą, że najnowszą książkę przeczytał już sam. Tym razem Albert zostaje niesłusznie oskarżony o kradzież klucza do domku na drzewie. Chłopiec czuje się bezradny i skrzywdzony niesłusznym oskarżeniem. Na szczęście sprawa się wyjaśnia, bo Albert zdobywa dowody na swoją niewinność. Historia Alberta pokazuje jak słowa potrafią ranić i sprawiać przykrość. To opowieść o emocjach towarzyszących dziecku, które staje w obliczu pomówienia, wyśmiewania, plotek, szydzenia.


 "Lukrecja" Anne Goscinny, Wyd. Znak

Anne Goscinny jest córką autora serii o Mikołajku. U nas Mikołajek "wałkowany" jest od niepamiętnych czasów czy to w postaci książek, audiobooków czy też filmów. Całą trójką uwielbiamy przezabawne przygody Mikołajka. Jakiś czas temu kupiłam "Lukrecję" i też świetnie się przy niej bawimy, chociaż myślę, że dziewczynkom może spodobać się jeszcze bardziej. Tytułowa Lukrecja to dwunastoletnia dziewczynka, która mieszka z mamą, ojczymem, młodszym bratem oraz odwiedzającą ich często babcią Scarlett. Utrzymuje także kontakt z ojcem. Ma swoje trzy bliskie przyjaciółki. Jej szkolne perypetie śmieszą do łez. W domu mocno zaznacza swoją nastoletnią odrębność. Bardzo śmiesznie i refleksyjnie.


"Ale komputery. Megabajtowe historie cyfrowe", Michał Leśniewski, Wyd. Egmont

Tę książkę Alexander wynalazł przy jakiejś wizycie w Empiku. Michał Leśniewski opowiada w niej jak przebiegał rozwój cyfrowy na przestrzeni lat. To trochę taka encyklopedia wiedzy na temat komputerów, ze smakiem ilustrowany przewodnik po komputerowym świecie. Autor pokazuje zmiany jakie zachodziły w tej dziedzinie, podaje fakty i ciekawostki, przedstawia niesamowite historie ludzi czy próby doskonalenia wynalazków już od liczydła począwszy, a także ich zastosowanie np. w wojsku lub kosmosie. Książka jest trochę takim pochyleniem się nad historią i geniuszem człowieka.


"Asteriks. Przygody Gala Asteriksa", Rene Goscinny, Albert Uderzo, Wyd. Egmont

Alexander właśnie rozpoczyna swoją przygodę z komiksami. Ja, przyznam szczerze nigdy nie przepadałam za nimi, ale już mój mąż owszem. Wcześniej czytał komiksowe przygody ludzików Lego, ale jak niedawno obejrzeliśmy Asteriksa i Obeliksa, a Jarek opowiedział mu, że czytał komiksy o ich przygodach, syn poprosił o swój własny komiks o Galach. No i zaczytuje się bardzo. Komiks opisuje przygody sprytnego Gala Asteriksa oraz jego trochę naiwnego, ale obdarzonego nadludzką siłą przyjaciela Obeliksa. Poznamy też rozważnego maga Panoramiksa, który przygotowuje magiczny wywar, Kakofoniksa z jego popisami czy zmartwionego Asparanoiksa.


Od ostatniego wpisu o moich ulubieńcach kosmetycznych, tych z dobrymi składami, minął prawie rok. Nie żeby przez ten czas zupełnie nic fajnego nie wpadło mi w oko, bo wpadło, i nawet w hitach miesiąca pojawiały się od czasu do czasu moje osobiste cuda kosmetyczne. Bo wiedzieć Wam trzeba, że ja lubię testować wspaniałości naszych rodzimych manufaktur. Ostatnio jednak wychodzę z założenia, że póki nie zobaczę denka, nie kupuję nowego produktu. I o dziwo trzymam się swojego postanowienia. 

Końcówka lata i początek jesieni jakoś mocno odbił się ma mojej buźce. W lecie wiadomo mniej dbałam o twarz, krem i tusz mi wystarczył. Nigdy jakoś szczególnie nie miałam problemów z cerą, nie była może jak po obróbce w znanym programie, ale generalnie nie było z nią specjalnie źle. Tak sobie myślę, że też wiek zobowiązuje i, nie ma się co oszukiwać, zaczyna o sobie dawać znać. Postanowiłam działać, a że nastał ku temu sprzyjający czas, więc można wieczorkiem ciut dłużej w łazience posiedzieć czy straszyć wieczorami chłopaków twarzą z maseczkami. Czas naprawy uważam więc za oficjalnie rozpoczęty. Na biurku stoi dumnie dzbanek z wodą, bo nie tylko od zewnątrz, ale od wewnątrz też przydałoby się nawilżyć oraz kosmetyki w łazience, na toaletce czy w lodówce też są. Niektóre kupione już po raz któryśtam, a niektóre całkiem niedawno się u mnie pojawiły. Tej jesieni będzie zatem, oprócz gotowania, prania, sprawdzania prac domowych, wylegiwanie się na kanapie, naprawianie i regenerowanie. Będą peelingi, maseczki, pasty, bo wiem że gdy właściwie dbam o skórę, ona mi się odwdzięcza. Będę je stosować i się upiększać, w końcu do czterdziestki jeszcze trochę mi zostało, zdążę zatem. Zapraszam na moje subiektywne kosmetyczne polecajki. Idealne na pierwsze etapy pielęgnacji skóry twarzy.


Chociaż nie stosuję tony kolorowych kosmetyków, maluję się raczej delikatnie, to po całym dniu i powrocie do domu uwielbiam zmyć makijaż. Wtedy dopiero czuję, że jestem w domu. Od bardzo dawna do zmywania makijażu stosuję olejki. Mój idealny, taki bezkonkurencyjny, który zdeklasował wszystkie poprzednie to olejek hydrofilowy do oczyszczania twarzy marki Lush Botanical. Można go aplikować zarówno na sucho (kiedy skóra jest mocno zabrudzona, mieszana czy tłusta) oraz mieszając go z wodą przy skórze wrażliwej i suchej. Po kontakcie z wodą powstaje mleczko, które bez problemu usuwa się wodą. Olejek hydrofilowy od Lush Botanical świetnie wykonuje swoją robotę zmywając makijaż. Stosując go nie mamy kontaktu z detergentami i substancjami myjącymi, które potrafią osłabiać, a nawet podrażniać barierę ochronną skóry. Produkt nie pozostawia na skórze absolutnie żadnej warstwy, lepkości, co bardzo sobie cenię. Skóra po nim jest miękka, gładka, przyjemna w dotyku, pięknie oczyszczona no i pachnąca cytrusami. Olejek Goodbye Dirt to kompozycja olei z pestek moreli, z pestek arbuza oraz z pestek winogron. Zdecydowanie nie zamienię go na żaden inny.


Poranków z kolei nie wyobrażam sobie bez użycia toniku na zmianę z hydrolatem. Tym ostatnio ulubionym tonikiem jest tonik marki Shy Deer. Taki odświeżająco-nawilżający. Polubiłam się z nim od pierwszego użycia. Bo moja skóra kocha łagodne toniki pozbawione alkoholu w składzie. A ten jest dodatkowo praktycznie bezzapachowy, więc absolutnie jej nie podrażnia i nie pozostawia dyskomfortu. Przynosi więc porankiem sporą ulgę skórze i pozostawia ją odpowiednio nawilżoną,  aż czuć to nawilżenie, i sprawia, że jest miękka, odświeżona, promienna. Bardzo korzystnie działa na moją skórę twarzy i szyi, super ją regeneruje, uspokaja, łagodzi jakiekolwiek podrażnienia i stany zapalne. Jak dla mnie bomba!


A ulubionym hydrolatem stał się skoncentrowany hydrolat z owoców rokitnika. To mój osobisty hit. Hydrolaty uwielbiam i stosuję od lat, a ten od Republiki Mydła jest wspaniały. Cudownie uspokaja skórę, gdy pojawiają się na niej niespodzianki i podrażnienia. Działa niezwykle kojąco. Duże stężenie, taka bomba witaminy C, dobrze radzi sobie z moją naczynkową skórą. Przemywam nim twarz, lubię go wklepywać w skórę twarzy i szyi, stosuję robiąc maseczki, więc to taki produkt wielozadaniowy. Hydrolat z rokitnika odżywia, regeneruje, uelastycznia i napina moją skórę, a nawet lekko ją nawet rozjaśnia Znakomity produkt, który doskonale przygotowuje skórę do dalszej pielęgnacji! Re-we-la-cja!


Niedawno odkryłam też świetne działanie peelingu enzymatycznego od Shy Deer. Nie stosuję mechanicznych peelingów, bo często mnie podrażniają, ale potrzebuję czegoś do złuszczania martwego naskórka. Ten produkt świetnie się u mnie sprawdza. Nie będę ukrywać, że moją zmorą są zaskórniki, ale stosując ten produkt, na zmianę z oczyszczającą pastą do mycia twarzy od Iossi, gołym okiem widzę znaczną poprawę. Gładkość skóry jakiej nie znałam. Bardzo dobrze oczyszcza zatkane pory i zmniejsza ich widoczność. Ma fajną, kremową konsystencję, która daje dobry poślizg, więc jego aplikacja jest bardzo przyjemna. Na stronie producenta jest informacja, że początkowo może wystąpić szczypanie, ale u mnie nic podobnego się nie pojawiło. Pojawiła się natomiast gładka, czysta i rozjaśniona skóra. Jestem pewna, że tak jak ja zakochacie się w nim.


Węglową oczyszczającą pastę do twarzy od Iossi kupuję już od bardzo dawna. Oboje z mężem uważamy, że to rewelacyjny produkt do mycia twarzy. Pasta jest gęsta, przez co łatwo się ją nabiera i nie przecieka przez palce, jest lekko tępa, szorstka, prawdziwie "pastowa", ale mimo to świetnie myje się nią twarz, bo jest lepka i wilgotna. Skóra po niej jest porządnie oczyszczona, jednak bez zbędnego ściągnięcia i wysuszenia. Oprócz aktywnego węgla, w skład produktu wchodzi też łagodzący podrażnienia i działający przeciwrodnikowo ekstrat z zielonej herbaty, zmiękczający skórę olej babassu i skwalan z trzciny cukrowej, alginat regenerujący naskórek oraz ferment z kokosa i rzodkiewki odpowiadające za nawilżenie. Produkt naprawdę głęboko oczyszcza i świetnie nawilża skórę, czyniąc ją aksamitnie gładką. A do tego fajny zapach rozmarynu, lawendy i cytryny. Warto wypróbować!


Na wszelkie niedoskonałości i walkę z zaskórnikami polecam też czarne mydło, które u nas w domu na łazienkowej półce zawsze jest obecne. Od bardzo dawna używam czarnych marokańskich mydeł wyrabianych na bazie wody i oliwek. Obecnie mamy to, marki MAUDI (kupione w Drogerii Natura). Fajnie oczyszcza skórę, niczym peeling enzymatyczny, pozostawia ją miękką, odświeżoną i rozjaśnioną. Działa antybakteryjnie, świetnie przygasza i goi wszelkie niespodzianki na twarzy. Zauważyłam też, że mydło zapobiega powstawaniu suchych skórek. Stosujemy go z mężem na spółkę i stwierdzam, że jest wydajne. Bardzo go lubię i dobrze mi służy, więc polecam.


I na koniec jeszcze moja kosmetyczna perełka. Od dawna jestem wierna jednym maseczkom. Są to maseczki marki Chic Chiq. Jestem od nich uzależniona. Myślę, że jak wypróbujecie, będziecie wiedzieć o czym piszę. Ja ogólnie nie miałam w zwyczaju używać maseczek, kupowałam, a potem koniec końców oddawałam. Do czasu, aż wypróbowałam te. To naprawdę jedne z lepszych kosmetyków, które do tej pory udało mi się przetestować. Wszystkie są świetne i działają cuda, ale moją ulubioną jest la Noce. Stosuję ją regularnie, bo dobrze oczyszcza skórę, odżywia i głęboko nawilża. Skóra twarzy jest po niej rozjaśniona, witalna. Maseczka jest w proszku zapakowanym w pięknym bambusowym pudełku lub papierowym opakowaniu. Ma bardzo przyjemną formułę, która gwarantuje świeżość i aktywność naturalnych składników. Proszek rozrabiamy z wodą lub hydrolatem, nakładamy na buźkę, a kiedy przeschnie usuwamy niczym maskę żelową. Cudo, mówię Wam!!!


Obsługiwane przez usługę Blogger.