Marzec (pomimo nie zawsze sprzyjającej pogody) to jeden z moich ulubionych miesięcy w roku. Pewnie dlatego, że jestem marcową dziewczyną, tak jak i moja mama, więc powodów do świętowania sporo, bo i po drodze jeszcze Dzień Kobiet oraz pierwszy dzień wiosny. Niestety w tym roku z pogodą dość słabo, ale chyba trzeba dać wiośnie trochę czasu na rozruch. Zresztą w marcu jak w garncu, o czym wie nawet mój Syn, więc może kolejny miesiąc będzie obfitował w piękne, słoneczne dni. Tymczasem marzec w tym roku nie tylko pogodowo, ale też chorobowo mocno mnie przeczołgał. Mimo tego wyhaczyłam kilka znakomitych wow, które teraz Wam tutaj pokażę!
Kosmetyki
Ostatnio mocno ograniczyłam się w nabywaniu kosmetyków, bo jeszcze muszę kilka rzeczy zdenkować, więc nie ma co kupować na zaś. Testuję też kilka ciekawych, moim zdaniem produktów, więc być może w najbliższym czasie uda mi się przygotować wpis o moich kosmetycznych hitach ostatnich miesięcy. Dawno już nie było takiego wpisu, ale zawsze wolę najpierw coś porządnie wypróbować, żeby móc się z Wami podzielić sprawdzonymi i wartymi zachwytu produktami.
W marcu, a właściwie już trochę wcześniej, odkryłam super krem-maskę od Shy Deer. Stosuję go rano i wieczorem, na oczyszczoną i stonizowaną twarzy i szyję. Z racji tego, że jestem już panią przed czterdziestą potrzebuję kremów, które opóźniają widoczne efekty starzenia :) Poza tym po zimie moja skóra była sucha, trochę jak papier, więc potrzebowałam produktu, który dobrze ją nawilży. Ten krem-maska idealnie spełnia swoją funkcję, nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Super nawilża przesuszoną skórę czyli producent nie tylko napisał, że produkt tak działa, ale faktycznie tak jest. Ja czasami stosuję go również jako maskę, wtedy nakładam więcej, czekam 10 minut, a następnie nadmiar maski ściągam. Naprawdę godny polecenia produkt.
Drugim zachwytem, ale nie po raz pierwszy, jest peeling cukrowo-solny Daleki świat od Mydłostacji. To jest sztos. Ubóstwiam go! Chyba nigdy nie miałam lepszego peelingu. Skóra jest po nim bardzo elastyczna, przyjemna w dotyku, odżywiona, no i mega pachnąca. Zapach utrzymuje się naprawdę długo na skórze. Fajnie się rozprowadza, dobrze spłukuje. Nie ma potrzeby używania po jego zastosowaniu dodatkowego smarowidła. Jak dla mnie bomba!
Moja przygoda z hybrydą zakończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Owszem fajnie jest mieć pięknie zrobione i długo utrzymujące się zadbane paznokcie, nie dostrzegać szybko pojawiających się odprysków czy niedoskonałości po malowaniu zwykłymi lakierami, ale jakoś ta metoda do mnie nie przemówiła do końca. Poza tym ja dość szybko się nudzę kolorem na paznokciach, więc to chyba nie moja bajka. Po hybrydzie dałam moim paznokciom wytchnąć, ale z czasem zatęskniłam za kolorami. Znalazłam fajne lakiery Ella+Milla bez Formaldehydu, wegańskie, szybkoschnące i nawet trwałe.
Książka
"Cień białego miasta" to książka, o której mówiłam ostatnio na stories na moim Instagramie. To pierwsza część otwierająca trylogię białego miasta. W hiszpańskiej Vitorii dochodzi do bliźniaczych morderstw, które są łudząco podobne do tych, które miały miejsce dwadzieścia lat wcześniej. W tym samym czasie na wolność ma wyjść Tasio Ortiz de Zàrat, którego za kratki dwadzieścia lat wcześniej wysłał brat bliźniak, policjant prowadzący śledztwo pierwszych bliźniaczych morderstw. Kiedy koszmar powraca na mieszkańców miasteczka pada blady strach i oczy wszystkich zwracają się ku Unai López de Ayala, ekspertowi od profilowania kryminalnego, któremu przydzielono śledztwo. Sam inspektor od lat fascynuje się sprawami podwójnych morderstw, ale też zmaga się z własną, trudną przeszłością. Czy zdoła ocalić kolejnych mieszkańców miasteczka przed szaleńcem, który swoje ofiary wybiera według pewnego schematu i działa niezwykle precyzyjnie?
Wcale się nie dziwię, że książka okazała się fenomenem czytelniczym, bo to ponad 570 stron wspaniałej lektury. Fabuła książki jest doskonale przemyślana, skonstruowana i po mistrzowsku opowiedziana. Postacie są wyraziste, autentyczne, nie są w żaden sposób przerysowane. Mnóstwo tutaj pobocznych wątków, które w rewelacyjny sposób udaje się autorce połączyć w końcowej części w logiczną całość, pełno rodzinnych tajemnic i niedomówień, mających wpływ na kryminalny wątek. "Cień białego miasta" to niezwykła gratka dla miłośników thrillerów. Z niecierpliwością czekam na koleją część. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Muza.
Film
Ostatnio obejrzeliśmy film "Temple Grandin", który jest biografią kobiety dotkniętej autyzmem. Nie przeszkodziło jej to jednak spełniać swoje marzenia i stać się ekspertem w dziedzinie hodowli bydła. Temple Grandin jako mała dziewczynka miała problemy w szkole i w kontaktach z ludźmi. We wszystkim jednak wspierała ją matka, która chciała by córka żyła normalnie. W czasie wolnym dziewczynka jeździła na farmę do wujostwa i tam zaczęła się jej wielka miłość do zwierząt. Jako dorosła kobieta zaczęła szerzyć wiedzę o autyźmie i właściwym traktowaniu zwierząt rzeźnych. Cieszę się, że powstają takie filmy, które szerzą wiedzę na temat autyzmu, pokazują że jest to walka o wszystko, co dla innych ludzi jest całkiem normalne. Film pokazuje też, że mimo choroby, ułomności, przeciwności losu każdy jest w stanie spełniać swoje marzenia. Film naprawdę wart obejrzenia.
Serial
Serial, który chcę polecić również opowiada historię, która wydarzyła się naprawdę. Mowa tu o "Dirty John". Można obejrzeć na Netflixie. Opowiada przerażającą historię o kobietach manipulowanych przez mężczyznę. Debra Newell to mądra kobieta prowadząca z sukcesami firmę. Nie wiedzie jej się jednak w miłości. Pewnego dnia poznaje Johna, szybko ulega jego urokowi i w niecałe dwa miesiące od poznania biorą szybki ślub. Nie podoba się to dzieciom kobiety, bo nie przepadają za wybrankiem matki. Debra totalnie traci głowę dla Johna i początkowo nie dostrzega, że z mężczyzną jest coś nie tak. Kiedy zaczyna dostrzegać, że chyba nie do końca dobrze ulokowała uczucia, sprawy nabierają bardzo złego obrotu. Początkowe odcinki ogląda się naprawdę w napięciu, końcowe już są trochę nudzące, ale mimo wszystko warto skusić się i obejrzeć ten serial, chociażby ze względu na głównych aktorów, którzy wcielili się w swoje role znakomicie.
Moda
Nie jestem zupełnie znawczynią mody i mało podążam za aktualnymi trendami, ale w marcu wpadły mi w oko dwie rzeczy. Pierwsza z nich to sukienka z H&M, o ta, oraz fajne jeansy z wysokim stanem z Zary.
Jedzenie
W marcu rozkochałam się w różnych sałatach przede wszystkim, ale odkryłam też fajną pastę Słodki sen z Eco gram. Teraz ich produkty można kupić w Rossmannie i ja tam właśnie ją dostałam. Super sprawa do naleśników czy nawet do gofrów, które u nas ostatnio powróciły do łask. Pasta składa się tylko z trzech składników: daktyli, orzechów laskowych i kakao. Pasta jest słodka, ale nie zapycha i nie zakleja buzi. Nam bardzo podeszła. Przez internet można kupić bezpośrednio u producenta TUTAJ.
Domowe inspiracje
A na koniec zostawiłam sobie coś super! W marcu przyszedł do mnie piękny plakat, a właściwie to wyjątkowa mapa nieba, który zamówiłam sobie na urodziny. Myślałam o nim od dawna, bo mocno pasuje mi do sypialni. Czekam jeszcze wprawdzie na ramkę, która ma przyjść na dniach i będę męczyć męża o to by go zawiesił, więc pewnie pokażę go w całej okazałość przy najbliższej okazji. Pochodzi on ze strony Strellas.com. Można sobie tam zamówić spersonalizowany plakat z mapą nieba z naszej wyjątkowej chwili. Plakaty ilustrują dokładny układ gwiazd widoczny dla konkretnej długości i szerokości geograficznej oraz daty i godziny. Mapy można zamawiać w wersji papierowej i elektronicznej, dostępne w kilku wersjach kolorystycznych i rozmiarach. To niebanalna dekoracja ściany, idealnie nadaje się jako oryginalny prezent. Zerknijcie koniecznie :)
Wolny czas
W marcu przyszła też do nas nowa hulajnoga dla Alexa - Maxi Micro Delux. Jest naprawdę świetna i Alexander ją uwielbia. Wykorzystaliśmy więc każdą słoneczną chwilę, by móc pojeździć. Teraz wyprawy do szkoły i ze szkoły są znacznie przyjemniejsze. Oby tylko pogoda dopisywała, a będziemy śmigać codziennie.