Kilka tygodni temu (o TU) pisałam o swoich matczynych doświadczeniach jednocześnie zwracając się do każdej z mam, by pamiętały o sobie, bo to takie miłe być dobrym dla siebie. Warto czasem zadbać i zatroszczyć się najpierw o swoją osobę, by móc w pełni i z uśmiechem na ustach zaopiekować się swoim dzieckiem. 

Kiedy zostajemy rodzicami zasadniczo przestajemy skupiać się na samym sobie i sobie nawzajem jako partnerach. Cała nasza energia i troska skierowana jest wówczas na dziecko. Mimo, że są to najwspanialsze chwile w życiu, to bywają jednak momenty mocno przytłaczające i wyczerpujące, a jedynym wówczas marzeniem jest pobycie w samotności, z dala od wiecznego 'mamo'. Pamiętam siebie z tych pierwszych miesięcy życia Alexandra, gdzie prysznic był prawdziwym wyzwaniem. Wydawało mi się, że za każdym razem, kiedy próbowałam robić coś dla siebie, dziecko płakało. Teraz, kiedy Alexander ma już ponad 7 lat, znacznie łatwiej wygospodarować mi czas dla siebie samej i czas dla nas, jako żony i męża. Patrząc wstecz, stwierdzam jednak że należy nam się tych kilka chwil oddechu, a troska o samego siebie nie jest tożsama z egoizmem. Dbanie o samego siebie i utrzymanie dobrych, a czasem jakichkolwiek relacji z partnerem, są korzystne dla całej rodziny. Dzięki temu znajdujemy w sobie więcej energii i pokładów cierpliwości.

Czasem nawet te kilka minut dziennie przeznaczone dla siebie okazują się zbawienne i w żadnym razie nie powinniśmy się czuć z tego powodu winni. Wiem, że to bywa trudne, ale warto zacząć i wykonać w tym kierunku chociaż jeden malutki kroczek, bo przecież "nawet tysiąc milowa podróż zaczyna się od pierwszego kroku" (Konfucjusz).

Dzisiaj chciałabym Wam podać kilka fajnych, ale przede wszystkim takich realistycznych przykładów samoopieki dla Was, jako rodziców.

1. Zmiana ubrania zmienia podejście
Wiem, że może się to wydać trochę śmieszne, ale tak właśnie jest. Zbyt często jako rodzice, zwłaszcza tych malutkich dzieci, tkwimy w piżamie, bo szkoda czasu na przebieranie się. A ileż to razy zakładamy w kółko te same wyciągnięte, wyplamione dresy w zestawie z ulubioną koszulką z Myszką Miki, bo w niej czujemy się komfortowo. I to jest ok, ale czasem zmiana ubrania, wklepanie kremu czy zrobienie lekkiego makijażu (to już w ogóle szał!) mogą zdziałać cuda, zwłaszcza kiedy nam się już nic nie chce.

2. Włącz muzykę
Znajdź piosenki, które przynoszą ci radość, sprawiają że chce się żyć. Masz zapewne kilka takich ulubionych utworów po włączeniu których ciało samo kołysze się w ich takt. Włącz je, choćby to miało trwać tylko 5 minut, śpiewaj i tańcz, jakby jutra miało nie być.

3. Wyjdź z domu
Idź pobiegaj, poćwicz, pospaceruj albo po prostu usiądź na trawie i pooddychaj świeżym powietrzem. Takie głębokie oddychanie w ciszy może ukoić nadszarpnięte nerwy. A może  dla odmiany wybierzesz się na targ po ulubione kwiaty?

4. Czas na domowe kino
Zbuduj z dziećmi np. fort, ułóżcie się w nim wygodnie, włącz familijny film lub jakąś Lego przygodę i razem go obejrzyjcie. Ciesz się tymi kilkunastoma minutami spokoju. Tylko odpoczywaj, a nie zabieraj się za opróżnianie zmywarki!

5. Zaplanujcie i wybierzcie się na randkę
Warto wygospodarować i zorganizować czas tylko dla Was. Pozostanie w kontakcie jako para ma kluczowe znaczenie, bo jest podstawą szczęśliwej rodziny. Czasem może to być 'Netflix i chill', a czasem wyjście z domu. Fajnie się wybrać wspólnie do SPA lub na romantyczny masaż by szybko zregenerować siły czy na kolację by zadbać o dobre samopoczucie. Czasem może to być coś bardziej oryginalnego i szalonego. Opcji jest naprawdę wiele. Ciekawe propozycje wspólnego spędzenia czasu znajdziecie TUTAJ. Zróbcie sobie taki Prezent Marzeń! Dalej, do dzieła, zasługujecie na to!













Tym razem chciałabym napisać bliżej o książce Tany French "Wiedźmie drzewo", którą okrzyknięto jedną z najlepszych książek roku według redaktorów "Literary Hub", jedną z dziesięciu najlepszych powieści kryminalnych roku według "Crimereads" czy książką, której według "Vogue", nie wolno przegapić. Czy faktycznie zasługuje na takie miano? Zapraszam do zapoznania się z moją opinią.

Niemal trzydziestoletni Toby prowadzi szczęśliwe, spokojne życie. Ma swój świat, swoją pracę, dziewczynę, z którą dobrze mu się układa i przyjaciół, na których zawsze może liczyć. Wprawdzie nie osiąga jakiś spektakularnych sukcesów, ale nie ma też powodów do narzekań. Wiedzie mu się dobrze do czasu, kiedy zostaje napadnięty w swoim własnym domu. Zostaje mocno poturbowany, ale nie tylko fizyczna jego strona cierpi, bo pojawiają się również problemy z koncentracją i problemy natury psychicznej. By podreperować zdrowie, dojść do siebie, ale też zaopiekować się chorym wujkiem, udaje się do Ivy House, uroczego domku na przedmieściach Dublina, gdzie spędzał każde wakacje. Kiedy zaczyna się czuć już naprawdę dobrze, przychodzi zmierzyć mu się ze wstrząsającym odkryciem. Otóż w pniu rosnącego w ogrodzie starego wiązu zostaje znaleziony ludzki szkielet. Badania dowodzą, że zbrodni dokonano około dziesięć lat wcześniej czyli w czasie, kiedy zaginął chłopiec, jeden z kolegów Toby'iego. I to właśnie on zostaje głównym podejrzanym w sprawie morderstwa. Luki w pamięci chłopaka z całą pewnością nie pomagają mu w dotarciu do prawdy. Czy faktycznie dokonał tak makabrycznego czynu?

Książka "Wiedźmie drzewo" to moje pierwsze zetknięcie z twórczością irlandzkiej pisarki Tany French i z całą pewnością nie ostatnie. Ciekawy pomysł na fabułę, świetnie zawiązana intryga oraz umiejętnie dawkowany i podsycany niepokój to z całą pewnością zalety książki. Dodatkowym plusem są bardzo dobrze wykreowane postacie. Początkowe kilkadziesiąt stron, które pozwają nam zapoznać się z bohaterem, są nieco luźniejsze, ale później z każdą stroną akcja nabiera tempa. Wątek kryminalny daje o sobie mocno znać, coraz więcej tajemnic, niepokojących incydentów z przeszłości wychodzi na jaw, bo jak się okazuje prawda nie zawsze jest taka, jak na pierwszy rzut oka nam się wydaje. "Wiedźmie drzewo" czyta się bardzo przyjemnie, ale trzeba poświęcić jej więcej czasu, by wyłapać wszelkie sygnały, niuanse pomagające w rozwikłaniu zagadki. Polecam! Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Otwarte.



Tak się jakoś złożyło, że w ostatnim czasie w kilku miejscach niemalże jednocześnie przeczytałam słowa Jean Jacques Rousseau, że "im słabsze ciało, tym silniej nami rządzi". Każdorazowo czytając te słowa, myślałam o tym jakie to prawdziwe. Problemy z kręgosłupem i towarzyszący temu codzienny, ostry ból, bardzo utrudniały mi życie. Musiałam zrezygnować z wielu zajęć i planów, co z kolei trochę mnie frustrowało. Mimo że ćwiczę jogę już jakiś czas, zazwyczaj jednak były to zajęcia w szkole z instruktorem, na które chodziłam raz w tygodniu, a z przypadku dwa. Niestety z tych zajęć czasowo musiałam zrezygnować, bo nie dawałam rady praktykować z silnymi bólami z grupą. Nie chciałam jednak rezygnować całkowicie z jogi, bo to jest to, co sprawia mi ogromną przyjemność, rozłożyłam więc matę w domu i zaczęłam praktykować powoli w swoich czterech ścianach. Początkowo miałam wiele obaw, że taka forma ćwiczeń, nie do końca zda u mnie egzamin, ale pomyślałam że lepiej ćwiczyć i wzmacniać swoje ciało, aniżeli nie robić nic. Teraz joguję codziennie i zauważam pozytywne zmiany. Zdecydowanie fizycznie lepiej się czuję, chociaż ból jeszcze się pojawia i pewnie pojawiał się będzie, ale odpowiednie asany wzmacniają mięśnie przykręgosłupowe na czym zdecydowanie zyskuje mój kręgosłup. Jestem też bardziej spokojna i pogodna, bo codzienne praktykowanie jogi daje wiele pozytywnych aspektów w całym naszym organizmie, zarówno na poziomie zdrowotnym, jak i duchowym. 

Chcę wrócić też do zajęć z instruktorem, który będzie na bieżąco korygował moją postawę, ale taka praktyka w domu zdecydowanie pomaga mi w rozwijaniu umiejętności. Osobiście jestem zwolennikiem jogi w łagodnych jej odmianach, mam do swojego ciała szacunek, więc ćwiczę na tyle  ile mi ono aktualnie pozwala. Uczestniczyłam parę razy w zajęciach np. z power jogi i ashtangi, ale wolę pracę z ciałem i oddechem o umiarkowanej lub łagodnej intensywności. Wyszukuję sobie więc takie lekcje na youtube.

Czasem po skończonych ćwiczeniach wrzucam na Instagram zdjęcia i kilka osób zapytało mnie z kim ćwiczę. Pomyślałam, że to fajny temat, by się z Wami podzielić moimi osobistymi doświadczeniami w tym temacie. Dzisiaj pokażę Wam trzy moje ulubione polskojęzyczne kanały. 

Oto one:


U mnie bezapelacyjnie wygrywa kanał Małgosi Mostowskiej mmYOGATo właśnie z nią ćwiczę w domu najczęściej. Na kanale Małgosi znajdziecie jogę dla początkujących, ale też na zdrowy kręgosłup, z której ja obecnie najczęściej korzystam. Fajnie są pokazane i omówione poszczególne pozycje czyli taki przewodnik po jodze. Świetny jest też dział "pogadankowy", w którym znaleźć można filmy o pewności siebie, zdrowym odżywianiu czy motywowaniu się. Ja też zaglądam na kanał Gosi po filmiki medytacyjne. Lubię jej kanał, bo prowadzi zajęcia jogi jak moja instruktorka ze szkoły (notabene też Małgosia), no i ta przyjemna muzyka w tle. Jeżeli ćwiczycie jogę, to pewnie znacie jej kanał, ale jeżeli dopiero zaczynacie przygodę z jogą, to koniecznie spróbujcie poćwiczyć z Małgosią. Ja osobiście bardzo polecam!

Kolejnym kanałem, który równie często włączam jest kanał prowadzony przez Agatę Ucińską. Lubię praktykować z Agatą, ponieważ wiele jej filmów dostosowanych jest dla osób początkujących. Pokazuje ona i tłumaczy dokładnie, praktycznie i w bardzo przystępny sposób pozycje czy sekwencje jogi. Na jej kanale można znaleźć również jogę na kręgosłup, na stres, ale też filmy typu Q&A. A głos Agaty jest bardzo kojący. Ćwiczenie z Agatą to naprawdę czysta przyjemność. 


Z chęcią odpalam też filmiki innej Gosi, tym razem z Anatomii Jogi, która oprócz tego, że jest nauczycielką jogi, jest też fizjoterapeutką. Na jej kanale znaleźć można sporo filmów, które dotyczą technicznych aspektów wykonywania asan czy technik prawidłowej pracy z oddechem, koncentracji czy medytacji. Nie brakuje tutaj również ćwiczeń z gotowymi sesjami jogi. Gosia na swoim kanale podpowiada też jak radzić sobie ze swoimi ograniczeniami. Lubię też filmy pogadankowe, bo dziewczyna porusza ciekawe tematy. 



  








Jejku jak ten kwiecień gdzieś się śpieszył. Minął mi zupełnie niepostrzeżenie. Niestety nie zostawił po sobie dużo dobrych wspomnień, ale nie ma co się skupiać na negatywach. Było jednak też trochę fajnie, bo uśmiechałam się bardzo, chociaż czasem i przez łzy, chciało mi się bardziej, ale to wiadomo - wiosna ma tę moc sprawczą. Energetyczny kop od budzącej się i zielonej przyrody, wpadających przez okno promieni słońca i fajna energia od dobrych ludzi sprawia, że to co złe gdzieś tam szybko ulatuje. W kwietniu skupiałam się na tych prostych przyjemnościach dnia codziennego i cieszyłam się z tych małych rzeczy! A o niektórych z nich napiszę Wam dzisiaj! Zapraszam zatem na moje hity kwietnia!

KOSMETYKI


Masło do ciała rozmaryn i grejpfrut od Mydłostacji skradł moje serce już bardzo dawno temu, ale to w kwietniu ponownie do niego wróciłam i bardzo szybko sobie przypomniałam dlaczego to jest moje ulubione masło. Ten produkt jest po prostu obłędny! Cudowny zapach, fajna konsystencja, świetne działanie i do tego szklane opakowanie! Wszystko czego potrzebuje ciało, zarówno w zimie, jak i w lecie, zamknięte jest w tym małym pojemniczku. Masło jest dość zbite, ale pod wpływem ciepła dłoni przybiera płynną postać, dzięki czemu lepiej się go aplikuje. Radzi sobie idealnie z moją szorstką skórą po zimie. Dobrze się wchłania, a skóra jest po nim przyjemnie nawilżona przez długi czas. Pozostawia lekki filtr, który chroni skórę przed nadmiernym odparowywaniem wody. Oczywiście dobry, krótki skład to też plus tego kosmetyku. Jeżeli jeszcze jakimś cudem go nie używaliście, to ja polecam! 


Ten melonowy scrub ze zdjęcia od Nacomi kupiłam w osiedlowej drogerii, bo poleciła mi go pani ekspedientka i bardzo się u nas sprawdził, więc to już drugie nasze opakowanie. Piszę u nas, bo mam wspólnika do niego :) Ten peeling ma w sobie ziarenka maku i przez to jest dość mocnym ścierakiem, który świetnie usuwa martwy naskórek. Jego konsystencja jest wprawdzie żelowa, ale szybko zmienia się w czasie użytkowania w kremową i to mi bardzo odpowiada. Ja stosuję go do całej twarzy sporadycznie, ale za to namiętnie jako peeling do ust. Skóra po nim jest bardzo gładka, miękka, delikatna i niepodrażniona (trzeba pamiętać by mocno nie naciskać). Super!

JEDZENIE


W kwietniu zdecydowanie królowała u nas sałatka z serkiem halloumi i ananasem. Uwielbiam takie połączenia. Sałatka jest mega szybka w przygotowaniu, a smakuje naprawdę wybornie. Przepis pochodzi od Elizy z jej pierwszego Fash Food Book'a. 

SERIAL

A właściwie to nawet dwa i to obejrzane w przeciągu kilku dni, ale to dlatego że oba są mega wciągające i bardzo krótkie, bo składające się raptem łącznie z 12 odcinków. U nas z racji strajku nauczycieli, Alexander wylądował u babci, więc mieliśmy wolne popołudnia i wieczory.


Pierwszy z nich to Modliszka. Serial opowiada o kobiecie, seryjnej morderczyni, odsiadującej wyrok, która pomaga rozwiązać zagadkę zabójstw, podobnych do jej własnych sprzed wielu lat. Kobieta zgadza się pomóc policji, ale stawia warunek. Chce przy rozwiązywaniu zagadki współpracować z synem policjantem, którego zostawiła trafiając za kratki. Wciągający, z fajną fabułą i wartką akcją. 


Kolejny z nich to Ruchome piaski. Serial powstał na podstawie powieści kryminalnej i opowiada o młodzieży z prywatnej szkoły. Pokazuje z jakimi problemami mierzy się dzisiejsza młodzież, jak łatwo ulega pokusom, manipulacjom i jak ogromne są zaniedbania ze strony rodziców. W szkole na przedmieściach Sztokholmu dochodzi do strzelaniny. Ginie nauczyciel i uczniowie. Z masakry cało wychodzi Maja, która zostaje oskarżona o podżeganie do zabójstwa i zabójstw. W trakcie procesu na jaw wychodzą sekrety tragicznego dnia i jej relacja z Sebastianem, chłopakiem z bardzo bogatego domu. 

KSIĄŻKA


W czerwcu jakoś zdecydowanie mniej czytałam, a właściwie to wolniej. Być może dlatego, że nie czytałam powieści, które zdecydowanie czyta się szybko, ale książki o jodze i mindfullness, nad którymi trzeba się bardziej pochylić. Przeczytałam jednak dwa thrillery psychologiczne, ale tylko jeden zrobił na mnie wrażenie. To książka "Tak cię straciłam" Jenny Blackhurst Wydawnictwa Albatros. To nie pierwsza książka tej autorki, którą miałam przyjemność przeczytać. Tym razem jest to historia kobiety, która została oskarżona o zabicie swojego synka, w wyniku depresji poporodowej. Kobieta właściwie nic z tego okresu nie pamięta. Trafia do szpitala psychiatrycznego, a potem do więzienia. Kiedy po latach wychodzi na wolność, ma wprawdzie nową tożsamość, ale przeszłość nie daje o sobie zapomnieć, bo otóż ktoś podrzuca jej niepokojące przesyłki. Książka mocno wciąga, trzyma w napięciu, szokuje, zaskakuje zakończeniem! Świetna!

KANAŁ NA YOUTUBE



Jednym z moich ulubionych kanałów jogowych na youtube jest kanał Gosi Mostowskiej. To właśnie z nią ćwiczę w domu najczęściej. Na kanale Małgosi znajdziecie jogę dla początkujących, ale też na zdrowy kręgosłup, z której ja obecnie najczęściej korzystam. Fajnie są pokazane i omówione poszczególne pozycje czyli taki przewodnik po jodze. Świetny jest też dział "pogadankowy", w którym znaleźć można filmy o pewności siebie, zdrowym odżywianiu czy motywowaniu się. Ja też zaglądam na kanał Gosi po filmiki medytacyjne. Lubię jej kanał, bo prowadzi zajęcia jogi jak moja instruktorka ze szkoły (notabene też Małgosia), na której zajęcia nie bardzo z racji zdrowotnych w ostatnim czasie mogę sobie pozwolić. Jeżeli ćwiczycie jogę, to pewnie znacie jej kanał, ale jeżeli dopiero zaczynacie przygodę z jogą, to koniecznie spróbujcie poćwiczyć z Małgosią. Ja osobiście bardzo polecam! 

MODA




Szukam fajnych butów na wiosnę/lato i wpadły mi w oko te i te. Glamoursy jedne mam, takie pełne, i bardzo jestem z nich zadowolona, więc kolejna para kusi mnie bardzo. Buty są naprawdę super wykonane, miękkie przez co świetnie się noszą. Są trwałe, a stopa w nich oddycha. Cholewki, podszewki oraz wewnętrzna konstrukcja butów wykonana jest ze skór naturalnych. Dodatkowo każda para robiona jest ręcznie na zamówienie, a nie masowo. Ja jestem zachwycona, więc zastanawiam się nad kolejną parą. Piękne, co nie?


W kwietniu znów wróciłam do fajnej polskiej marki produktów dla dzieci YoClub. Firma działa na rynku już dwadzieścia lat. W swojej ofercie mają dobrej jakości akcesoria odzieżowe dla dzieci i młodzieży. Świetne skarpety, rajstopy, kapcie, trampki, rękawiczki, czapki, a wszystko to w rewelacyjnie niskich cenach. Zerknijcie tam koniecznie zanim zaczniecie uzupełniać wiosenną i letnią garderobę dla swoich dzieci.









































Obsługiwane przez usługę Blogger.