Nie zawsze jest kolorowo. Bywa, że świat jawi się w czarnych barwach, bo czasem zwyczajnie przychodzą gorsze dni, kiedy to bezsilność zmiesza się z frustracją tworząc iście wybuchowy koktajl.
Głowa nie zawsze jest pełna marzeń, bo bywa pełna pesymistycznych myśli i paskudnych scenariuszy. Oddech nie zawsze jest haustem cudownego świeżego powietrza, które sprawia przyjemność, bo bywa że dusi każdy wdech. Wolność nie zawsze jest oczywista, bo bywa tłamszona i zabierana.
Czasem szczęście przychodzi w nieszczęściu. Czasem doceniamy najdrobniejszy szczegół, a czasem wielkie rzeczy wydają się błahe. Czasem czujemy się tak wspaniale, że z powodzeniem możemy góry przenosić, a czasem zwyczajne wstanie z łóżka to wyczyn, bo Life Balance, jak ostatnio przeczytałam, to najtrudniejsza z życiowych gimnastyk. Warto jednak o tę równowagę życiową zawalczyć i niemal z uporem maniaka poszukiwać, zwłaszcza teraz, w tym naszym ostatnio dziwacznym czasie.
Jednak czasem nawet proste przyjemności potrafią tak wiele zdziałać, wyciszyć domowe konflikty interesów, uleczyć duszę, posprzątać głowę i rozjaśnić umysł, przywrócić uśmiech na twarzy i ukoić zszargane nerwy.
Ostatnie, niemal letnie dni, pozwoliły mi zadbać o moją własną higienę umysłu. Cudownie było sobie przypomnieć, jaką wolność dają wycieczki rowerowe, to bycie w drodze, ten wiatr we włosach, który przewietrzył mi głowę, ta zieleń drzew i cisza lasu odcinająca od nadmiaru bodźców, ten wyciszający szmer wody, to słońce ładujące pod korek baterie, to cudowne zmęczenie przewrotnie będące paliwem i moi ludzie obok dostarczający mnóstwa radości. Tak, zdecydowanie tego mi było trzeba!!!