Na skróty
Archiwum bloga
-
▼
2023
(48)
- ► października (2)
-
►
2019
(59)
- ► października (8)
Moje czytelnicze życie mocno zdominowały thrillery i kryminały, więc książki w których nie brakuje cierpienia, zła. Ostatnio jednak potrzebowałam odskoczni od takich lektur. Chciałam zanurzyć się w książce, gdzie jest życie, czasem słodkie, czasem gorzkie, które zaskakuje, gdzie jest czas na miłość, książce przy której się pośmieję czy chwilkę pomartwię z głównymi bohaterami. I wówczas, przeszukując księgarnie internetowe odkryłam, że właśnie pojawiła się najnowsza powieść mojej ulubionej autorki Jojo Moyes (recenzowałam na blogu jej inne pozycje, które można znaleźć np. TU i TU). To taki mój comfort reading.
Głównymi bohaterkami książki "Kiedy weszłam w twoje życie" są dwie dojrzałe kobiety, które pochodzą z totalnie różnych środowisk. Sam aktualnie przeżywa w swoim życiu bardzo trudne chwile. Mąż popadł w depresję po śmierci ojca, stracił pracę i jedyne na co go stać to oglądanie w samotności telewizji, rodzice kobiety starzeją się i również wymagają pomocy w codziennych obowiązkach, w pracy też nie jest kolorowo, szef bowiem ewidentnie uwziął się na Sam i czeka aż powinie jej się noga. Oprócz tego kobieta troszczy się jeszcze o swoją córkę, chorą na nowotwór przyjaciółkę i psa. Życie ewidentnie zaczyna ją przytłaczać, za dużo bowiem spoczywa na jej barkach.
Nisha natomiast w ciągu jednego dnia straciła wszystko. Była żoną przez blisko dwadzieścia lat bogatego biznesmena, którego zachcianki spełniała w mgnieniu oka. Jej miejsce jednak zajęła nowa kobieta, więc Nisha nie mieszka już w penthouse, nie ma drogich ubrań wprost od projektantów, co więcej jest w obcym kraju bez dokumentów, grosza przy duszy i z dala od ukochanego syna. Kobieta ratuje się jak może i rozpoczyna pracę jako sprzątaczka w hotelu, w którym ostatnio mieszkała, jednocześnie obmyślając plan zemsty na niewiernym małżonku. Jakby tego było mało w dniu, w którym mąż zażądał rozwodu straciła przez pomyłkę swoje ukochane, jedyne w swoim rodzaju czerwone szpilki od Christiana Louboutina i żakiet od Chanel. Posiadaczką ich staje się nikt inny jak Sam. W momencie, kiedy kobieta w wyniku splotu okoliczności zakłada Louboutiny, jej życie zaczyna się zmieniać.
Czy dojdzie do konfrontacji dwóch pan? Czy Nisha odzyska swoją własność i swoje dotychczasowe życie? Czy Sam zacznie żyć pełnią życia?
Powieść Jojo Moyes "Kiedy weszłam w twoje życie" napisana jest o kobietach dla kobiet. Wraz z głównymi bohaterkami przeżywamy ich rozterki, kłopoty, cieszymy się z ich sukcesów i trzymamy kciuki za powodzenie wcielanych w życie planów. To powieść o pięknej kobiecej przyjaźni, która pojawia się w najtrudniejszych momentach, o początkach nowego życia, o zmianach na lepsze, i o tym że warto o siebie zawalczyć, nigdy nie jest na to za późno. To wartościowa pozycja, która porusza trudne tematy, w tym depresję.
Książkę czyta się z ogromnym czytelniczym zainteresowaniem. Napisana jest lekkim i przyjemnym językiem, z nutą melancholii, czasem humorem, dostarcza mnóstwa pozytywnej energii i zachęca do refleksji. Jak dla mnie to gotowy scenariusz na piękną filmową opowieść. Szczerze polecam, bo ja spędziłam cudowny czas w towarzystwie Nishy i Sam. Idealna powieść, by zaszyć się z nią pod kocem z ciepłą herbatką w te jesienne dni.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak i jest do kupienia TUTAJ.
Ostatnie kilka dni przemiło spędziłam w towarzystwie książki Christiny Lauren "Idealnie sparowani". Dawno już nie czytałam bardzo lekkiej, romantycznej książki, która pozwoliłaby mi oderwać się od codziennych problemów. Cieszę się więc, że trafiłam akurat na tę lekturę.
Felicity Fizzy Chen to przebojowa, trzydziestosiedmioletnia bardzo znana autorka poczytnych, ba nawet bestsellerowych, romantycznych powieści. Sama jednak nie ma na swoim koncie wiele miłosnych podbojów. Nigdy nawet tak naprawdę nie była prawdziwie zakochana, a randki na które chodzi wcale ją do tego nie przybliżają. Jakże więc wielką niespodzianką okazuje się dla niej zaproszenie do udziału w reality show. Kobieta podejmuje wyzwanie, ponieważ liczy że może w programie uda jej się znaleść miłość swojego życia. W końcu będzie wybierać wśród wyselekcjonowanych mężczyzn. Czy uda jej się znaleźć swoją drugą połówkę?
Program reżyseruje dokumentalista Connor Prince, który niejako zostaje do tego zmuszony. Wysokobudżetowe reality show o tematyce randkowej, to zupełnie nie jest to w czym Connor jest dobry. Czy pomimo tego uda mu się wyprodukować hit? A może sam znajdzie podczas kręcenia programu miłość?
To moje pierwsze zetknięcie z twórczością Christiny Lauren, ale z całą pewnością nie ostatnie, bo świetnie bawiłam się przy lekturze. To powieść w której można się zatracić. Jest pełna humoru, zabawna, urocza, a momentami nawet pikantna. Bardzo polubiłam się z głównymi bohaterami, kibicowałam im, przeżywałam ich wybory i rozterki.
Duży plus za cięte dialogi, krótkie rozdziały pisane z punktu widzenia dwóch osób. Lubię takie zabiegi, bo pozwalają mieć szerszy ogląd na sytuację. Jeżeli jesteście fankami lekkich romansów to ta pozycja jest idealna dla Was! Polecam!!!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa K i jest do kupienia tutaj.
Nie tylko samymi kryminałami i thrillerami człowiek żyje. Ostatnio miałam przyjemność przeczytać książkę napisaną przez Samanthę Boardman, lekarza psychiatrę pracującą w nurcie psychologii pozytywnej, absolwentkę Harvard Univeristy, Cornell University Medical College i programu stosowanej psychologii pozytywnej na Uniwersytecie w Pensylwanii, dzięki której zrozumiałam, że "witalność to nie cel do osiągnięcia. To proces", któremu możemy się poddać.
"Witalność na co dzień. Jak znaleźć siłę w stresie i szczęście w smutku" to poradnik, który czyta się z przyjemnością. Autorka bowiem ma lekki styl pisania. Swoje tezy popiera wynikami najnowocześniejszych badań naukowców przeplatając je jednak historiami z życia swoich pacjentów oraz anegdotami, cytatami czy przypowieściami, które są mocno sugestywne i zapadają w pamięć, chociażby ta o mnichach. Autorka przytacza też mnóstwo swoich historii, dzieli się swoim doświadczeniem, rozczarowaniami, swoimi przeżyciami osobistymi, przez to przekaz jest jasny i czytelny. W środku nie brakuje też grafik czy wykresów, które w obrazowy sposób przedstawiają informacje.
Dla mnie to idealny poradnik dla wszystkich którzy chcą poprawić swoje samopoczucie, przekraczać swoje granice, otwierać się na innych ludzi, na otaczający nas świat, by czuć się lepiej, by naszym życiem nie rządził bezwzględnie stres. Wiadomo, że w dzisiejszym świecie nie da się go uniknąć, ale przez nasze świadome działanie i zdrowe podejście do życia jesteśmy w stanie go zminimalizować. Musimy być odporni, powinniśmy budować naszą witalność. Autorka zachęca do pozytywnych zmian w życiu poprzez budowanie głębokich więzi z innymi, zaangażowanie w ambitne projekty czy działanie na rzecz wspólnego dobra.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego i jest do kupienia TUTAJ.
Tym razem zapraszam na recenzję thrillera "Mój chłopak" brytyjskiej pisarki Michelle Frances. Wcześniej miałam przyjemność recenzować dwie powieści autorki: "Ta druga", którą możecie przeczytać TUTAJ oraz "Córka" - pisałam o książce TU. Obie mi się bardzo podobały, więc z przyjemnością sięgnęłam po książkę "Mój chłopak".
Amy to młoda i przebojowa kobieta. Niezależna singielka. Świetnie wiedzie jej się zawodowo, jest wziętą prawniczką. Ma własne mieszkanie i sporo znajomych. Do pełni szczęścia brakuje jej ukochanego mężczyzny, z którym kobieta mogłaby założyć rodzinę.
Pewnego dnia Amy ulega poważnemu wypadkowi wskutek którego kobieta traci pamięć. Nie pamięta ostatnich sześciu miesięcy swojego życia. Z zaskoczeniem odkrywa, że przez ostatnie miesiące spotykała się z błyskotliwym lekarzem Jackiem. Chłopak wydaje się być idealny, przystojny i bardzo opiekuńczy. Amy jednak nie potrafi sobie niczego przypomnieć. Dowody jednak świadczą jednoznacznie, że się z kimś spotykała.
Kiedy w trzydzieste urodziny Amy z mamą i przyjaciółmi wyjeżdża świętować swoje urodziny do domu położonego na obrzeżach Val d'Isère w Alpach, jej ukochany podąża za nią, by być z nią w tym czasie, by się nią opiekować i spełniać jej zachcianki. Kobieta jednak podskórnie czuje, że coś tu jest nie tak, w przeciwieństwie do bliskich dziewczyny, którzy są zauroczeni nowy towarzyszem Amy. Czy kobieta w końcu przypomni sobie, co wydarzyło się w jej życiu przed wypadkiem? Czy Jack to rzeczywiście wspaniały człowiek, czy jednak skrywa jakieś mroczne tajemnice?
"Mój chłopak" to wciągający thriller, idący w kierunku obyczajówki. Tajemniczość i liczne niedopowiedzenia sprawiają, że lekturę czyta się z ogromnym zaciekawieniem. Nie brakuje momentami dreszczyku emocji, który potęguje jeszcze umiejscowienie akcji na odludziu, zimą, gdzie bohaterowie zdani są tylko na siebie.
Książkę czyta się szybko i płynnie. Akcja jest dynamiczna, liczne dialogi sprawnie przeplatane są z opisami, co sprawia że nie ma nudy. Zdecydowanie polecam!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.
Książki Harlana Cobena - zawsze i wszędzie. Uwielbiam tego autora. Ekranizacje jego książek również zawsze mi się podobają. Kiedy więc w nowościach wydawniczych Wydawnictwa Albatros zobaczyłam jego najnowszą powieść bardzo się ucieszyłam. Jestem już po lekturze dlatego zapraszam na recenzję.
Głównym bohaterem ksiazki tym rzem jest nastolatek, piętnastoletni Mickey Bolitar, który jest bratanek znanego detektywa Myrona Bolitara. Chłopiec zmaga się z trudną sytuacją życiową. Ma za sobą traumatyczne przeżycia. Na jego oczach niedawno w wypadku zginął jego ojciec. Matka chłopaka aktualnie przebywa na odwyku, gdzie zupełnie sobie nie radzi. Syn jest jej ogromnym wsparciem. Mickey Bolitar, z racji braku rodziców, którzy mogliby sprawować nad nim opiekę, musi zmienić szkołę i zamieszkać z nielubianym wujkiem.
Na dodatek w szkole bez śladu ginie jego nowa koleżanka Ashley. Mickey wraz z kolegami postanawia odszukać koleżankę, co sprawia że wpada w liczne problemy. Dziewczyna wielokrotnie mijała się z prawdą odnośnie swojej osoby. Nie była tą, za którą się podawała. Co się więc stało z Ashley? Czy uda się ja odnaleźć żywą? Co w trakcie poszukiwać uda się odkryć Mickeyowi wraz z przyjaciółmi z nowej szkoły?
"Schronienie" to ciekawie skonstruowana historia kryminalna. Wiele się tutaj dzieje, sporo niedopowiedzeń i intrygujących zwrotów akcji, które sprawiają że książkę czyta się z niesłabnącym zaciekawieniem. Ciekawie skonstruowani bohaterowie, intrygujące zagadki i duszny klimat to zdecydowane plusy książki. Dynamiczna akcja, nieprzewidywalne zakończenie, które Czytelnik pragnie jak najszybciej poznać oraz dialogi sprawiają, że książkę czyta się szybko i lekko.
Skoro przeczytałam już książkę, niebawem zasiadam do oglądanie serialu. Mam nadzieję, ze nie zawiedzie mnie i będzie równie ciekawy, jak kryminał Cobena.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.
Kolejna sierpniowa lektura już za mną. Tym razem w dosłownie dwa wieczory przeczytałam książkę Paige Toon "Nic nie rani tak jak miłość". Zdecydowanie potrzebowałam odskoku od thrillerów, dlatego "poszłam" w obyczajówkę.
Wren Elmont, to kobieta która ma u boku ukochanego narzeczonego, wspaniałą pracę architekta, cudowne mieszkanie i liczne plany na wspólną przyszłość. Wydać by się mogło - idylla. Tymczasem Wren od pewnego czasu zaczyna czuć, że w jej relacji dzieje się źle, jaki wewnętrzny głos podpowiada jej, ze jej ukochany Scott nie do końca jest z nią uczciwy. Pewnego dnia kobieta podjeżdża pod jego pracę i dostrzega, że jej mężczyzna wpatrzony jest w inna kobietę, nową współpracowniczkę Nadine. Niestety prawda okazuje się być bardzo bolesna, bo Scott oświadcza, ze to koniec i odchodzi.
To przykre wydarzenie przywodzi jej na myśl bolesne doświadczenie z przeszłości. Wraca do niej jak bumerang czas, kiedy jej ojciec zostawił jej mamę samą z dzieckiem dla innej kobiety.
Wren postanawia odmienić trochę swoją aktualną sytuację i wyjechać z Wielkiej Brytanii na lato do ojca do Ameryki, by na co dzień nie spotykać swojej byłej miłości, chce też poznać nowych ludzi i zacieśnić relacje ze swoją przyrodnią siostrą. Na farmie ojca w Indianie poznaje mężczyznę, który zaczyna ją fascynować. Anders cztery lata temu stracił ukochaną żonę i ciągle za nią tęskni. Tych dwoje łączy więc to, że oboje przeżywają stratę. Z czasem między dwojgiem pojawia się nieśmiałe uczucie, ale Wren nie wie, że mężczyzna skrywa tajemnice, które mogą zburzyć ich świat. Co takiego skrywa Andres i z czym przyjdzie mierzyć się Wren?
Historia opowiedziana w książce rozwija się nieśpiesznie, ale z każdą kartką nabiera rumieńców. Pokazuje jak miłość może być pięknym uczuciem, ale też może ranić tak dogłębnie, ze pozostawia ślady na duszy. To historia piękna, momentami bardzo ciężka i smutna, a w innych momentach ciepła, wzruszająca i dająca nadzieję.
Podobał mi się bardzo styl autorki, podobał mi się małomiasteczkowy, sielski klimat w książce, i to że nie był to cukierkowy romans rodem z Harlequina.
Przyjemnie spędziłam czas przy książce. Polecam.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.
Hipnotyzująca kobieta na okładce książki Doroty Milli zwróciła moją uwagę. Przykuła na tyle mocno, że skusiłam się na przeczytanie opisu, który z kolei bardzo mnie zaciekawił. Dawno nie czytałam książki obyczajowej ani tym bardziej romansu, więc książka "Kobieta w burzy" była dla mnie niesamowicie przyjemną odskocznią od thrillerów czy kryminałów, którym ostatnio poświęcam najwięcej czasu.
Nie czytałam wprawdzie pierwszej części Sagi nadmorskiej Doroty Milli ("Kobieta w deszczu"), ale zupełnie nie przeszkodziło mi to w lekturze. Głównymi bohaterkami powieści są trzy przyjaciółki - Aletta, Julia i Eryka. Wszystkie trzy mierzą się ze swoimi problemami i doświadczeniami, każdej los rzuca pod nogi kłody. Kobiety poznały się w trudnych dla siebie okolicznościach, gdzie wszystko się waliło i stały się dla siebie ogromną podporą.
Aletta Różańska, mieszkanka Kołobrzegu, po śmierci swojego mentora i przyjaciela otrzymuje w spadku gabinet, w którym prowadzi terapie, bo jest z zawodu psychologiem. Kocha swój gabinet, swoją pracę i pacjentów darzy ogromnym sentymentem. Na drodze do jej szczęścia staje jednak ktoś, kto chce poważyć testament i pozbawić Arlettę gabinetu. Kobieta jednak nie poddaje się, wytacza ciężkie boje, aby utrzymać gabinet i swoich pacjentów. Julia natomiast próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości, uporać po rozstaniu z mężem i ułożyć sobie życie na nowo. Chce znów czuć się szczęśliwa. Tymczasem Eryka walczy o swoją karierę, swoją pozycję zawodową, a w międzyczasie odkrywa, że zakochuje się w sowim szefie.
Przyjaźń między kobietami zacieśnia się, a każda z nich walczy o swoje marzenia borykając się niejednokrotnie z depresją, niskim poczuciem własnej wartości, bezsilnością, doświadcza bolesnych upadków i dmuchających w skrzydła wzlotów. Są dla siebie wsparciem, solidarnie sobie pomagają, z determinacją walczą o swój spokój i swoje szczęście.
Rewelacyjnie czytało mi się historię o silnych kobietach, które walczą o swoje, mimo licznych przeciwności losu. Nie boją się i nie wstydzą prosić o pomoc. To taka słodko-gorzka, bardzo emocjonująca powieść o kobietach i dla kobiet napawająca Czytelnika optymizmem. Przyjemny, lekki styl pisarki sprawia, że powieść czyta się z przyjemnością. Szum morza, śpiew mew, krople deszczu uderzające w parapet sprawiają, że udziela się nadmorski klimat Kołobrzegu.
Zdecydowanie polecam i mocno czekam na kolejny tom sagi. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Luna i jest do kupienia TUTAJ.
Wakacje to wspaniały czas, bo mam wówczas zdecydowanie więcej czasu na czytanie. Chłonę więc strona za stroną, książka za książką. Umykają mi kolejne lektury w tempie niemalże ekspresowym, zwłaszcza książki które zaciekawiają od pierwszej strony, a każda kolejna tylko podsyca ciekawość Czytelniczą. Tak było w przypadku najnowszej powieści C.L. Taylor "Wrobiona", która ukazała się nakładem mojego ulubionego Wydawnictwa Albatros.
Olivia Sutherland, główna bohaterka książki "Wrobiona", to kobieta, która poślubiła niewłaściwego mężczyznę. Daniel wrabia bowiem kobietę w knucie spisku przeciwko niemu. A wszystko dlatego, że kobieta chce od niego odejść. Oskarża Olivię i wrabia ją w próbę morderstwa jego samego. Do morderstwa oczywiście nie dochodzi, ale kobieta zostaje skazana na pięć lat więzienia. Odsiaduje swój wyrok, a każdy dzień za kratami sprawia, że nienawidzi męża jeszcze bardziej i planuje zemstę. Chce na chłodno wszystko rozegrać, żeby zapłacił za to, co jej zrobił. A zrobił jej wiele, oprócz życia na wolności, kobieta utraciła również swoje dobre imię oraz dobre relacje z ukochaną córką Grace. We wszystkich jej działaniach wspiera ją przyjaciółka poznana w zakładzie karnym i nieliczni przyjaciele z czasów sprzed więzienia. Pięć lat w zakładzie karnym to wystarczająco dużo, żeby przygotować plan zemsty na nieuczciwym mężu.
Daniel jednak ma parę asów w rękawie, w tym byłą kochankę, policjantkę i osobistą trenerkę z siłowni Fit4Life, Danielle Anderson. Czy Olivii uda się dowieść, że jej mąż kłamał i czy odbuduje nadszarpniętą relację ze swoją nastoletnią już córką? Kobieta jest zdesperowana, ale też bardzo uważna, bo nie chce znów trafić za kratki. Stąpa po cienkim lodzie. Czy misternie uknuty plan się powiedzie? Czy zemsta będzie słodka?
Bardzo ciekawy pomysł na historię. Czytelnik jest tu świadkiem skomplikowanej, mocno nieczystej gry między małżonkami, gdzie jedno z nich ma zdecydowaną przewagę. Sporo tu niespodziewanych zwrotów akcji, niejasnych intryg, mylących intencji i różnorodnych bohaterów, co sprawia że historię opowiedzianą w książce czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem. Świetna intryga i umiejętnie budowane napięcie to zdecydowane plusy powieści. Bardzo polecam na leniwe, letnie popołudnia! Pozostałe recenzje książek autorki znajdziecie TU, TU i TU.
Po pierwszą książkę Guillaume Musso sięgnęłam już dobrych kilkanaście lat temu. Zakochałam się wówczas w jego twórczości i z ogromnym zainteresowaniem oraz niecierpliwością czekałam na kolejne powieści. A każda z nich utwierdzała mnie w przekonaniu, że warto czekać, bo Musso tworzy genialne powieści. Z chęcią polecałam książki autora koleżankom, więc i one stały się fankami twórczości Guillaume Musso.
Tuż przed samym moim urlopem dotarła do mnie najnowsza powieść francuskiego autora "Gdzie jest Angelique?". Umiliła mi ona godziny na leżaczku nad basenem i morzem.
Paryż, Boże Narodzenie roku 2021. Po ataku serca okryty złą sławą były funkcjonariusz policji Mathias Taillefer budzi się w szpitalnej sali. Kątem oka dostrzega grającą na wiolonczeli młodą dziewczynę, która swoją obecnością drażni mężczyznę. Wywiązuje się między nimi krótka rozmowa, dość nieprzyjemna, podczas której wiolonczelistka prosi Taillefera o przysługę, by ten przyjrzał się śmierci jej macochy, słynnej primabaleriny, której czasy świetności niestety już minęły. Według Louise Collange jej matka została zamordowana, a nie jak ustaliła policja, że był to wynik nieszczęśliwego wypadku. Mathias początkowo całkowicie wyklucza możliwość zaangażowania się w sprawę, jednak z czasem ulega prośbom Louise. Nic jednak nie ma za darmo, sam też ma prośbę do młodej dziewczyny. Czy uda im się dogadać? Czy ta dwójka, mimo grożących im niebezpieczeństw, rzeczywiście odkryje prawdę o śmierci primabaleriny?
"Gdzie jest Angelique?" to lekki thriller ze sporą ilością wątków obyczajowych. Sporo się tutaj dzieje, więc raczej przy książce nie można się nudzić. Ciekawie skonstruowana fabuła, dynamiczna, pogmatwana akcja z mnóstwem zwrotów, która pędzi jak szalona oraz stopniowo budowane napięcie sprawiają, że Czytelnik nie ma ochoty odrywać się od czytania. Chce szybko poznać zakończenie historii, które jak się okazuje, jest dość zaskakujące.
Najnowsza książka Guillaume Musso różni się trochę od jego poprzednich lektur, nie mniej czyta się ją z ogromnym zaangażowaniem i ciekawością. Sporo tutaj skomplikowanych relacji, fałszywych przypuszczeń i podpowiedzi, gry pozorów, skrywanych tajemnic, po ujawnieniu których całkowicie traci się pewność, co do obranego scenariusza zdarzeń. Przyjemny styl pisania autora sprawia, że książkę czyta się z przyjemnością. Polecam, jak każdą pozycję autora!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.
Z twórczością Steve'a Cavanagha spotkałam się przy lekturze "Wkręceni" (recenzowałam tę książkę TUTAJ). Pamiętam, że bardzo mi się podobała, więc kiedy w nowościach Wydawnictwa Albatros zobaczyłam kolejną książkę autora, bardzo zapragnęłam ją przeczytać, zwłaszcza że opis książki bardzo mnie zaintrygował. I całe szczęście, że się skusiłam! To jeden z lepszych kryminałów, który udało mi się ostatnio przeczytać. Fascynujący i przewrotny prawniczy thriller!
Były burmistrz zostaje brutalnie zamordowany we własnym domu. Osieraca dwie córki, które nie pałają do siebie miłością. Tymczasem na numer alarmowy nowojorskiej policji dzwonią obie siostry wzajemnie się oskarżając o zamordowanie ojca. Obie miały wiele powodów, by dokonać zabójstwa. Dodatkowo zwłoki zostały bestialsko potraktowane. Policja aresztuje obie kobiety. Każda z sióstr Avellino ma swojego adwokata i z jego udziałem walczy o uniewinnienie, swoje dobre imię i spory majątek.
Alexandrę, takie złote dziecko rodziny, kobietę pełną wdzięku, broni młodziutka prawniczka, zaś Sofię, która jest zamknięta w sobie i niestabilna, dość ekscentryczny prawnik, były hazardzista Eddie Flynn. Rozpoczyna się ostra walka prawników o uniewinnienie swoich klientek. A jest o co walczyć. Wygrana w procesie zapewnia nie tylko wysoką gażę, ale także sławę. Co chwilę na jaw wychodzą kolejne dowody, skrywane tajemnice, a cały proces podsyca mnóstwo spekulacji. Ktoś tu jednak bez dwóch zdań kłamie... Kto więc jest zabójcą, a kto ofiarą?
Autor "Pół na pół" miał fantastyczny pomysł na fabułę, którą dopracował w najdrobniejszych szczegółach. To thriller z inteligentnymi zagadkami niemalże nie do odgadnięcia. Praktycznie do samego końca Czytelnik zastanawia się kto jest winny śmierci burmistrza. Kiedy już jesteśmy pewni swojego typu, autor zasiewa w Czytelniku kolejne wątpliwości.
Stopniowo budowane napięcie, zawiła intryga i ciekawi bohaterowie sprawiają, że jest to naprawdę dobry thriller. Zabieg pokazania historii z perspektywy trzech osób poczytuję również na plus. Dzięki niemu mamy bowiem pełniejszy obraz sytuacji. Zdecydowanie polecam!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.
Przyznam szczerze, że lubię debiutanckie powieści autorów. Zawsze z ogromną ciekawością po nie sięgam. Sprawia mi przyjemność wyszukiwanie nowych autorów, czy to polskich, czy zagranicznych, więc gdy znalazłam książkę Michała Wierzby "Zły pasterz" i przeczytałam opis książki, który bardzo mnie zaciekawił, nie mogłam sobie odmówić przeczytania jej. To dość gruby, bo liczący sobie ponad 608 stron, kryminał. Czy i tym razem miałam nosa do wydawniczej nowości?
Jan Bogucki to podróżnik, obieżyświat. Kocha poznawać nowe, lubi zmiany. Jedyna niezmienna w jego życiu, to siostra Kasia, studentka na wydziale archeologicznym. Jan, po powrocie do kraju, w którym nie było go 10 lat, postanawia ją odwiedzić na obozie wykopaliskowym w Ludwikowie, gdzie młoda kobieta w ramach studenckich praktyk prowadzi badania archeologiczne razem z kolegą. Nie udaje mu się jednak spotkać z siostrą, bo okazuje się, że para studentów zaginęła, a właściwie to tylko Kasia, bo ciało chłopaka zostało odnalezione w wodzie, w pobliskim jeziorze. W poszukiwania młodej studentki mocno angażuje się starszy brat zaginionej, bo policja szybko umarza śledztwo. Jan chce za wszelką cenę odkryć, co stało się z jego siostrą. Z pomocą przychodzi mu emerytowany policjant Horst Miller. wspólnie natrafiają na ślad tajemniczej sekty, która może mieć coś wspólnego z zaginięciem studentki. Im bardziej zagłębiają się w sprawę, odkrywają że wcześniej ginęły tu bez śladu również inne młode dziewczyny. Niestety nikt do tej pory nie połączył ze sobą tych zaginięć. Nie pozostaje im nic innego, jak tylko wejść w struktury sekty, by poznać prawdę. Czy tajemnicze znalezisko, które studenci odkryli podczas praktyk, miało coś wspólnego z ich zaginięciem?
"Zły pasterz" do dość trudna książka, nad którą warto się pochylić z uwagę, bo mnóstwo tu wątków, postaci, zawiłych zdarzeń. Bardzo ciekawy pomysł na historię, która dopracowana jest w każdym calu. Duszno tu, niepokojąco, a momentami nawet czuć powiew grozy. Ale bezsprzecznie intrygująco. Liczne wątki zgrabnie w końcówce łączą się w całość, poszczególne puzzle układanki wskakują na swoje miejsce. Akcja początkowo toczy się wolnym tempem, ale z każdą stroną nabiera rozpędu i budzi ciekawość czytelniczą. Emocji przy czytaniu nie brakuje.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa MUZA i jest do kupienia TUTAJ.
Za mną kolejny świetny kryminał, który ukazał się nakładem mojego ulubionego Wydawnictwa Albatros. "Ps. Dzięki za zbrodnie" to książka napisana przez Elly Griffiths - mistrzyni brytyjskiego kryminału. Czy rzeczywiście autorka zasługuje na to miano? Moje zdanie poznacie czytając poniższą recenzję. Zapraszam.
"PS. Dzięki za zbrodnie" to drugi tom o detektyw sierżant Kaur Harbinder z hrabstwa West Sussex. Tym razem zajmuje się ona podejrzaną śmiercią dziewięćdziesięcioletniej Peggy Smith, której ciało odkrywa jej opiekunka pochodząca z Ukrainy Natalka Kolisnyk. Kobieta ma wiele wątpliwości co do naturalnej śmierci swojej podopiecznej. Wprawdzie Peggy miała już swoje lata, chorowała na serce, ale istnieją przypuszczenia, że do jej śmierci nie doszło wskutek starości. W toku śledztwa dowiadujemy się, że starsza pani była konsultantką do spraw zabójstw. W domu denatki znajduje się mnóstwo kryminalnych książek z zaskakującymi dedykacjami dla niej. Okazuje się, że Peggy pomagała autorom poczytnych kryminałów dostarczać pomysły na zbrodnie. Była w tym naprawdę dobra.
Natalka próbuje zainteresować sprawą policję. Początkowo Kaur Harbinder nie za bardzo wierzy w to, że do śmierci starszej pani przyczyniły się osoby trzecie, ale obiecuje że przyjrzy się całej sprawie. Rozpoczyna się śledztwo i detektyw Kaur znów ma pełne ręce roboty. Co wiec spotkało Peggy Smith? Czy ukraińska opiekunka ma rację? Czy Peggy wiedziała coś czego nie powinna?
"Ps. Dzięki za zbrodnie" to rasowy, bardzo dobrze napisany kryminał. Gwarancja świetnie spędzonego czasu z książka. Genialnie skonstruowana, intrygująca, przemyślana w najdrobniejszym szczególe fabuła, z mnóstwem tropów pierwszorzędnie zwodzących Czytelnika. Akcja z początku toczy się niespiesznie, ale z czasem nabiera rozpędu, by w finale nas zaskoczyć. Wszystkie wątki łączą się i elementy układanki wskakują na swoje miejsce tworząc naprawdę dobrą historię kryminalną. Duży plus należy się również autorce za stworzenie wyrazistych i różnorodnych bohaterów, zarówno tych pierwszoplanowych, jak i drugoplanowych.
Bardzo dobrze i z dużym zainteresowaniem czytało mi się tę książkę. Czekam już z utęsknieniem na kolejne śledztwo Kaur Harbinder. Polecam!
Z twórczością Lisy Gardner jestem za pan brat. Przeczytałam chyba większość jej książek dostępnych w Polsce. "Krok za Tobą" to siódmy tom z cyklu Quincy & Rainie.
Telly i Sharlah to rodzeństwo, które wychowuje się w przemocowej, alkoholowej rodzinie. Ojciec dzieci znęca się nad nimi i matką. Pewnego razu pełen agresji bierze nóż i atakuje nim swoją żonę. Następnie rusza w pościg za dziećmi, dziewięcioletnim chłopcem i pięcioletnią Shaelah. Telly w obronie własnej i siostry chwyta kij bejsbolowy i zabija ojca. Osierocone rodzeństwo trafia do rodzin zastępczych. Niestety nie razem, zostają rozdzieleni. Tracą kontakt, mimo że byli ze sobą bardzo zżyci.
Mija 10 lat i na stacji benzynowej pewnego poranka dochodzi do podwójnej zbrodni. Sprawca szybko się ulatnia, ale kamery rejestrują zajście. Na jednej z nich widać nastolatka. To Telly Ray Nash. Co takiego się wydarzyło? Dlaczego nastolatek dopuścił się takiej zbrodni? A może to nie on?
Rozpoczyna się śledztwo, które prowadzi Pierce Quincy i Rainie Conner. Dodatkowo to właśnie psycholog policyjny i policjantka są rodzicami zastępczymi dla Shaelah. Śledczy boją się o życie dziewczynki i próbują ją ochronić przed bratem mordercą. Czy dziewczynce faktycznie grozi niebezpieczeństwo? Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana niż się na początku wydaje.
Bardzo lubię styl pisania Lisy Gardner. U niej zawsze dużo się dzieje. Świetne pomysły na intrygę to już znak rozpoznawczy autorki. Wartka akcja, sporo mylnych tropów, nieoczywiste zakończenie to plusy opisanej historii. Sukcesywnie budowane napięcie sprawia, że z lekturą nie można się nudzić. Nie brakuje tu również socjologicznych odniesień, które skłaniają Czytelnika do głębszej refleksji.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.
Wielką ochotę ostatnio nabrałam, by przeczytać coś z literatury obyczajowej, jakiś nawet romans. Taka odskocznia od mrocznych kryminałów i dusznych thrillerów. I takim sposobem, buszując po internecie, natrafiłam na książkę "Cykada na parapecie". Przeczytałam opis, i pomyślałam, że ciekawie się zapowiada. Może nawet takie połączenie literatury obyczajowej z niepokojącym thrillerem. I miałam rację!
Justyna i Krystian to małżeństwo z kilkuletnim stażem. Oboje po trudnych życiowych doświadczeniach, poznali się i pokochali. Justyna od małego miała pod górkę, wychowywała się bez ojca, co niestety ma ogromny wpływ na jej obecne życie. Krystian nie uporał się jeszcze ze swoim życiowym dramatem. Kiedy poznali się, byli dla siebie ogromnym wsparciem. Ich miłość była mocna i takie też miało być ich małżeństwo. Z czasem jednak coś zaczęło się psuć, narastać zaczął między małżonkami mur nieporozumień. Justyna ciągle podejrzewa męża o zdradę, chociaż sama ma wiele za uszami. Para ma jednak dobrych przyjaciół, którzy namawiają ich, by dali sobie szansę i spędzili trochę czasu we dwoje w swoim domku w Maruszynie. Justyna i Krystian decydują się na ten krok. Nie wiedzą jeszcze o tym, że wydarzy się tam coś, co na zawsze odmieni ich życie. Tylko czy to ocali ich małżeństwo, czy będzie przysłowiowym "gwoździem do trumny"... Odpowiedź poznacie sięgając po książkę.
"Cykada na parapecie" to bardzo emocjonująca powieść. Nie pozostała w mojej głowie bez echa, skłania do refleksji. Długo po przeczytaniu analizowałam zachowanie zarówno Justyny, jak i Krystiana.
Książkę czyta się z dużym zaangażowaniem i ciekawością. Bardzo chciałam poznać sekrety skrywane przez głównych bohaterów, ale też odkryć czy uda im się uratować małżeństwo. To naprawdę nietuzinkowa, spójna historia, która dotyka trudne, bolesne, a czasem owiane tabu problemy. Autorka nie boi się o nich pisać, za co ogromny plus.
M.M. Macko pisze bardzo ładnym językiem, co jest również walorem tej książki. Serdecznie polecam! Jestem pewna, że książka "Cykada na parapecie" zadowoli nawet bardzo wybrednego Czytelnika.
Powieść ukazała się nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka i jest do kupienia TUTAJ.
Kilka dni temu szukając ciekawego thrillera natrafiłam na książkę Jasona Rekulaka "Tajemnicze rysunki". Opis książki ogromnie rozpalił moją ciekawość, więc szybko po nią sięgnęłam i dziś jestem już po lekturze, więc zapraszam na recenzję.
Tym razem już na początku Was zachęcę do przeczytania książki, bo jest to powieść z gatunku tych trzymających mocno w napięciu, wciągających w historię z każdą stroną coraz bardziej, z zaskakującym zakończeniem. Jeżeli lubicie takie książki, to ta jest właśnie dla Was!
Jedną z głównych bohaterek thrillera jest młoda kobieta Mallory Quinn, która po przejściach próbuje ustabilizować swoje życie. Znajduje pracę jako niania na prywatnym osiedlu na przedmieściach New Jersey. Mallory opiekuje się pięcioletnim Teddym Maxwellem, a z czasem zaprzyjaźnia się z nim. Chłopczyk bardzo lubi rysować i ciągle można go spotkać ze szkicownikiem w rękach. Ma niezwykły talent. Początkowo rysuje obrazki typowe dla dzieci w jego wieku, króliki, drzewa, kwiatki, z czasem jednak rysunki stają się makabryczne. Zaczynają one łudząco nawiązywać do niewyjaśnionego morderstwa sprzed kilku lat, w którym zaginęła młoda malarka wraz z córeczką. Czy podejrzenia Mallory są słuszne? Czy to duch Anny kieruje ręką dziecka i chce koniecznie coś przekazać? Zaniepokojona, ale też mocno zaintrygowana opiekunka, postanawia odkryć prawdę.
"Tajemnicze rysunki" to dobry, mocny thriller ze sporą garścią zjawisk paranormalnych subtelnie wkomponowanych w akcję. Genialnie skonstruowana niebanalna historia z ciekawą zagadką kryminalną w tle i wplecionymi zjawiskami nadprzyrodzonymi sprawiają, że książkę czyta się z ogromnym zaangażowaniem i ciekawością. Świetny zabieg w postaci rysunków chłopca pojawiających się między kartami powieści. Wywołują one dodatkowy dreszczyk emocji.
Stopniowanie napięcia, dawkowanie sekretów i duszna, mroczna atmosfera grozy to zdecydowanie plusy tej książki. Niepokojący klimat sprawia, że nie raz po plecach przebiegają dreszcze. Całość podziałała na moje zmysły do tego stopnia, że później miałam problemy z zaśnięciem. Świetna rozrywka. Zdecydowanie polecam!!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka i jest do kupienia TU.
W zeszłym roku przeczytałam książkę Rachel Joyce "Marzenie panny Benson" (pisałam o niej TUTAJ), która bardzo mnie zauroczyła, dlatego z ogromną ciekawością sięgnęłam po kolejną pozycję autorki, tym bardziej że widziałam zajawki filmu powstałego na kanwach książki.
Tym razem podróż, a właściwie wędrówkę, wyrusza sześćdziesięciopięcioletni Harold Fry. Samotna wędrówka starszego mężczyzny przez Anglię, bez specjalnego przygotowania, bez mapy, bez ekwipunku, w znoszonych żeglarskich butach, do umierającej przyjaciółki Queenie Hennessy. Jest to również swoistego rodzaju wędrówka duchowa. Poza tym wierzy on, że w ten sposób uratuje kobietę, która kiedyś uratowała jego. Spontaniczna decyzja Harolda, człowieka, który ostatnio nawet nie opuszczał domu, przyniesie mu niezwykłą życiową odmianę. Na swojej drodze mężczyzna spotka wielu ludzi, pozna mnóstwo historii, które niewątpliwie będą miały na niego samego ogromny wpływ. Harold ma do pokonania prawie pięćset mil. Trudy wędrówki rekompensuje mu myśl, że zobaczy przyjaciółkę, w sercu ma nadzieję, że ją ocali. Czy uda mu się zdążyć zanim chora na nowotwór Queenie umrze? A może zdarzy się cud?
Fizyczna wędrówka Harolda jest swoistego rodzaju metaforą życia, bo życie to ciągła podróż przez góry, wzniesienia, doliny, w słońcu, i w deszczu, czasem w radości, a czasem w smutku. Ta podróż dla Harolda jest świetną okazją, by przyjrzeć się własnemu życiu, to też pokonywanie swoich własnych ułomności, mierzenie się z traumatycznymi przeżyciami z przeszłości. To pewnego rodzaju poszukiwanie samego siebie, pokonywanie swoich granic, dotarcie do własnego ja, a także wybaczenie samemu sobie. To też historia o przemijaniu i ogromnej tęsknocie za tym, co już nie wróci.
"Niezwykła wędrówka Harolda Fry" niesamowicie mnie urzekła. Były łzy smutku, radości i wzruszenia. Uświadomiła mi, bo tak często o tym zapominany, jak kruche jest ludzkie życie. To również powieść, która wlała w moje serce nadzieję i radość. Jest to więc książka, która niesie ze sobą ogromny ładunek emocji.
Warto wspomnieć, że powieść napisana jest pięknym językiem, więc czyta się ją z nieskrywaną przyjemnością. Mam nadzieję, ze równie dobrze będzie mi się oglądało film. Zdecydowanie polecam!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak i jest do kupienia TUTAJ.
"Zaginiona kobieta" to moja druga przeczytana książka amerykańskiej autorki bestsellerowych kryminałów psychologicznych Mary Kubicy (o pierwszej "Tamta kobieta" pisałam TUTAJ). Dziś wiem z całą pewnością, że nie jest to moje ostatnie spotkanie z twórczością aktorki.
Shelby Tebow, świeżo upieczona i bardzo szczęśliwa mama, wybiera się pobiegać. Zostawia nakarmione dziecko z mężem i wychodzi. Niestety nigdy już nie wraca. W niedługim czasie, w tej samej okolicy ginie również Meredith i jej sześcioletnia córeczka Delilah. Czy to przypadek? Czy za zniknięciem trzech kobiet stoi ta sama osoba?
Na lokalną społeczność pada blady strach. Mieszkańcy sennego przedmieścia obawiają się o swoje życie, zwłaszcza że policji niewiele udaje się ustalić, pozostaje bezradna. Wszystko zmienia się, gdy niespodziewanie po jedenastu latach, odnajduje się Delilah. Czy dzięki dziewczynie, która przez te lata była więziona w piwnicy, uda się ustalić, co tak naprawdę się wydarzyło? Czy na pewno wszystkim zależy, aby tajemnica ujrzała światło dzienne?
"Zaginiona kobieta" to niesamowicie wciągający kryminał, z gatunku tych nieodkładalnych, z mnóstwem fabularnych twistów zapewniających Czytelnikowi rozrywkę na najwyższym poziomie. Nie wszystko jest tutaj takie, jak na początku nam się jawi. Im bardziej zagłębiamy się w historię, tym więcej tajemnic odkrywamy, które rzucają na sprawę nowe światło. W miarę czytania narasta uczucie niepokoju i niepewności, a mroczna atmosfera tylko podsyca strach.
Kiedy wydaje nam się, że jesteśmy już blisko rozwikłania sprawy, autorka "rzuca" przysłowiową bombę, która skutecznie wyprowadza nas na manowce, ale to cecha dobrze napisanego kryminału, a takim jest właśnie "Zaginiona kobieta". Zdecydowanie polecam wszystkim fanom gatunku!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Poradnia K i jest do kupienia TUTAJ.
Chwilkę temu przeczytałam książkę Wydawnictwa Poradnia K "Nikomu ani słowa" (link do recenzji TU) i zaraz później znalazłam na stronie Wydawnictwa kolejne dwie pozycje, których opis bardzo mnie zaciekawił. Jestem już po lekturze "Tamta kobieta", więc na świeżo dzielę się moją opinią.
Sadie i Will mają za sobą szereg zawirowań życiowych. Słowem małżeństwo po przejściach. Kiedy dowiadują się, że siostra Willa popełniła samobójstwo i to właśnie jemu w spadku zostawiła dom na wyspie w stanie Maine, a wraz z domem nastoletnią, siostrzenicę Imogen, którą ma się zaopiekować, małżonkowie dochodzą do wniosku, że jest to dla nich szansa. Postanawiają wraz z synami opuścić Chicago i rozpocząć nowe życie na wyspie Maine. Początek wcale nie jawi się jednak w kolorowych barwach. Dom jest stary i wymaga solidnego remontu, a Imogen jest zbuntowaną szesnastolatką. Do tego nowi przybysze wcale nie są witani przez sąsiadów z otwartymi ramionami, zwłaszcza że w niedługim czasie, w dziwnych okolicznościach zostaje zamordowana sąsiadka państwa Faust. Kto mógł chcieć jej śmierci? Kto jest zabójcą? Każdy mieszkaniec staje się podejrzanym. Sadie rozpoczyna własne śledztwo, które odkrywa szereg tajemnic. Za wszelką cenę chce dotrzeć do prawdy, tylko nie wie jeszcze jak wysoką cenę przyjdzie jej za to zapłacić.
"Tamta kobieta" to naprawdę dobry i trzymający w napięciu thriller. Przemyślana, ciekawa i zaskakująca fabuła to zdecydowany plus tej powieści. Duszna, mroczna i bardzo niepokojąca atmosfera oraz mnóstwo zwrotów akcji sprawia, że czyta się ją z niesłabnącym zainteresowaniem. Niebanalna historia z wieloma łamigłówkami przedstawiona z perspektywy trzech osób. To jest to, co lubię. Z niecierpliwością czekam na ekranizację.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Poradnia K i jest do kupienia TUTAJ.
Dawno temu przeczytałam dosłownie przez jeden weekend książkę Alex Marwood "Najmroczniejszy sekret", bo nie mogłam się od niej oderwać (moją recenzję tej książki znajdziecie TUTAJ). Ochoczo więc sięgnęłam po jej kolejny thriller. Czy i tym razem było to równie pasjonujące spotkanie z twórczością autorki, co przy poprzedniej książce? Moją opinię poznacie poniżej. Zapraszam!
Mała, ale przepiękna, słowem rajska rybacka wyspa La Kastellana na Morzu Śródziemnym to z pozoru idealne miejsce do życia. Przyglądając się jednak wnikliwiej temu miejscu, odkrywamy, że bliżej mu do piekła. Ścierają się tu dwa światy. Tych bardzo bogatych, którzy innych mają za nic, i tych biednych, którzy chcą chociaż liznąć bogatego życia. Na wyspie od pokoleń rządzą surowe zasady oparte na wielowiekowych zasadach. Głównym zajęciem mężczyzn jest połów ryb, a kobiety sprowadzone są do roli matek i opiekunek ogniska domowego. W takich warunkach wychowuje się Mercedes i jej siostra. Ich rodzice prowadzą restaurację, a córki, kosztem szkoły, pomagają w niej. W ich domu twardą ręką rządzi ojciec, który nie szczędzi córkom ciosów. Dziewczyny nie znają nawet innego życia.
Wiele zmienia się, gdy na wyspę przybywa miliarder Mathew Meade, który zamarzył sobie, żeby stworzyć tutaj Nowe Capri. Sprowadza swoich bogatych znajomych i wyspa szybko traci swój dotychczasowy charakter stając się oazą luksusu, gdzie pełno ekskluzywnych jachtów, eleganckich hoteli i pięknych domów. Bogacze wychodzą z założenia, że wszystko i wszystkich można kupić. Tego samego zdania jest córka Mathew Tatiana, która kupuje lojalność i oddanie Mercedes.
Na wyspie zjawia się również Robin, która usilnie poszukuje swojej zaginionej córki Gemmy. Wszystkie ślady prowadzą właśnie na wyspę La Kastellana. Nikt jednak nie chce jej pomóc oprócz jednej osoby, która czeka na właściwy moment. Czy zrozpaczonej kobiecie uda się odnaleźć swoje dziecko?
Duszny, gęsty i niepokojący klimat aż wyziera ze stron powieści. Szokująca historia pokazująca jak pieniądze potrafią zniewolić człowieka, uczynić go na wskroś bezdusznym i niebezpiecznie bezkarnym. Autorka nie boi się poruszać wiele trudnych i niewygodnych tematów.
"Wyspa zaginionych dziewcząt" to książka z dopracowaną i przemyślaną fabułą, z zaskakującym zakończeniem oraz ciekawymi bohaterami. Na czerwcowe popołudnia idealna! Polecam!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.
Nie czytam za dużo kryminałów i thrillerów polskich autorów. Mam kilku swoich ulubionych rodzimych pisarzy, do których ostatnio dołączył Wojciech Wójcik. Jego "Odmęty śmierci" czytało mi się bardzo dobrze, więc z chęcią sięgnę po kolejne tytuły.
Każda rodzina ma swój wstydliwy sekret… można przeczytać w opisie książki. Rodzina Krystyny Kalinowskiej zdecydowanie taki skrywa.
W niewyjaśnionych okolicznościach, po wizycie w szpitalu psychiatrycznym, ginie starsza kobieta, Krystyna Kalinowska. Po sekcji zwłok okazuje się, że została otruta. Trzydzieści lat temu w równie tragicznych okolicznościach życie traci jej mąż Julian. Powszechnie znany i szanowany człowiek. W rodzinie jednak od lat krąży pogłoska, że grób jest pusty. Wnukowie starszej pani postanawiają na własną rękę rozwikłać sprawę, tym bardziej że babcia sporo swojego majątku zapisała organizacji zajmującej się poszukiwaniem zaginionych osób. W toku prywatnego śledztwa na jaw wychodzi także, że Krystyna Kalinowska nie odwiedzała grobu męża, ale zajmowała się grobem zupełnie innej osoby. O co tu tak naprawdę chodzi? Kto stoi za śmiercią starszej pani? Kogo Krystyna Kalinowska przed śmiercią odwiedziła w szpitalu psychiatrycznym?
Karol i Laura krok po kroku poznają rodzinne, głęboko skrywane sekrety. Tajemnice, o których nie mieli pojęcia, zupełnie zmieniają ich spojrzenie na członków swojej rodziny. Tu nie każdy jest taki, jak nam się wydaje, że jest.
Genialnie skonstruowana i dobrze przemyślana intryga z ciekawym zakończeniem sprawia, że nie można się oderwać od czytania. Autor sprawnie wodzi Czytelnika za nos podrzucając kolejne, mylące tropy. Ciężko więc samemu odkryć prawdę w trakcie czytania. Wielu ciekawych bohaterów, mnogość wątków, stale podsycana ciekawość, dynamiczna akcja nie pozwala Czytelnikowi na nudę z książką.
"Odmęty śmierci" to pełna emocji, zaskakująca i nietuzinkowa powieść, do przeczytania której serdecznie Was zachęcam.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka i jest do kupienia TUTAJ.
Kilka miesięcy temu przeczytałam pierwszą książkę Daphne du Maurier "Rebeka". Bardzo mi się spodobała. Kiedy więc zobaczyłam w nowościach Wydawnictwa Albatros kolejną książkę autorki zapragnęłam ją przeczytać. Jestem już po lekturze. Zapraszam Was na recenzję.
Rzecz dzieje się w przepięknej, malowniczej Kornwalii. Autorka przenosi nas tutaj, z hucznego, głośnego, pełnego przepychu, mrocznego i deszczowego Londynu. Dona St.Columb, główna bohaterka powieści, uznaje że dość ma hulaszczego, pełnego intryg i banalnych rozrywek dworu. Chce odzyskać wewnętrzny spokój, odnaleźć siebie. Postanawia więc zaszyć się z dziećmi w starej posiadłości męża, gdzie liczy na chwile w samotności. Pakuje więc walizki i kufry i wyrusza w podróż. W zapomnianej i zaniedbanej posiadłości w Navron kobieta szybko się aklimatyzuje, a co więcej daje się porwać krążącym wokół plotkom na temat francuskiego pirata plądrującym tamtejsze wybrzeże. Kiedy tych dwoje poznaje się, budzi się między nimi nić porozumienia, która z upływem czasu i każdą koleją rozmową, przeradza się w coś większego. Ich długie dysputy pozwalają Czytelnikowi poznać prawdę o czym marzy ta dwójka.
Zakazana miłość lady Dony i francuskiego korsarza jest tym bardziej ciekawa, że są to ludzie z dwóch różnych światów. I chociaż z pozoru dzieli ich wszystko, to ostatecznie wiele łączy. Oboje odważni, zachłanni życia, żądni przygód, marzący o prawdziwej miłości.
Najnowsza powieść Daphne du Maurier należy do tych, w których łatwo się rozczytać. Piękny, lekki i bardzo plastyczny styl pisarki sprawia, że czytanie jest czystą przyjemnością. Strony umykają jedna za drugą.
Historia szaleńczej miłości wywołuje burzę emocji, rozpala wyobraźnię, przenika do serca i pozostawia Czytelnika z mnóstwem pytań w głowie. Pięknie opisane krajobrazy Kornwalii sprawiają, że choć przez chwilę możemy poczuć bryzę na skórze i pobiegać po wzgórzach.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.
Kiedyś znacznie częściej sięgałam po literaturę piękną, teraz najczęściej "rządzą" u mnie kryminały i thrillery. To się jednak teraz zmieni, a duży wpływ miała na to najnowsza książka Pani Katarzyny Grocholi "Miłość w cieniu słońca", która bardzo mi w duszy zagrała. Znam twórczość Pani Grocholi, bo do dziś na półkach mam jej poprzednie książki, ale już zapomniałam jaka to przyjemność je czytać. A maj i piękne słońce dodatkowo sprawiają, że chce się czytać o miłości i przyjemnych, chociaż czasem trudnych sprawach.
Andrew to stąpający mocno po ziemi pracownik korporacji. Cichy i skryty, trochę nieśmiały. Harriet, to wyzwolona rzeźbiarka, marzycielka. Trochę taki kolorowy ptak, z tysiącem pomysłów na minutę. Pewnego razu los ich połączył. Spotkali się przypadkiem, pewnego dnia na ulicy, przy hotelu, bo on miał wyświadczyć komuś przysługę i odwieźć ją na lotnisko. Jego serce zabiło mocniej, jej - nie do końca wiadomo, bo opowieść o miłości tych dwojga opowiedziana jest z perspektywy Andrew. Dla obojga była ona jednak ogromnym zaskoczeniem.
To też opowieść o pragnieniu miłości i szukaniu jej. O miłości rodziców do dziecka, dziecka do rodziców, o tęsknocie, i o samotności, o zawahaniu, i chwilach zwątpienia, o potrzebie bliskości i szukaniu spełnienia w życiu.
"Miłość w cieniu słońca" to książka, którą czyta się z rozedrganiem w duszy i z głową pełną refleksji. Daje nadzieję i grzeje serce. Inna niż wszystkie. Wyjątkowa! Polecam, nie tylko na majowe wieczory!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego i jest do kupienia TUTAJ.
Z książkami Lisy Gardner jestem za pan brat. Czytam każdą kolejną pozycję tej autorki z niesłabnącym zaciekawieniem. Jestem aktualnie po lekturze "Pożegnaj się", kryminału, który jest kolejnym tomem z cyklu Quincy & Rainie i zapraszam serdecznie na recenzję.
Sandy Springs, przedmieścia Atlanty. Do agentki FBI Kimberly Quincy, która aktualnie jest w zaawansowanej ciąży, zgłasza się młoda prostytutka i informuje ją, że jej koleżanka po fachu zaginęła. Co więcej nie jest to pierwsza dziewczyna, która przepada bez wieści. Detektyw, mimo swojego stanu, podejmuje się rozwiązania sprawy. Zbyt mocno kocha swój zawód, by mogła śledztwo zlecić komuś innemu. Daje się więc wciągnąć w bardzo niebezpieczną grę z sadystycznym mordercą, który jest dodatkowo zafascynowany pająkami. Wykorzystuje je, by torturować kobiety. Okazuje się więc, że sprawa jest bardziej skomplikowana i mroczna, niżby się mogło wydawać. Kimberly angażuje się w sprawę bez reszty tym bardziej, że kiedyś jej matka i siostra również padły ofiarą seryjnego zabójcy. Czy agentce uda się rozwikłać sprawę i złapać psychopatę? A może chcąc pomóc innym sama wpadnie w sidła nieobliczalnego mężczyzny?
Tak jak wszystkie poprzednie książki autorki, tak i tym razem lektura pochłonęła mnie całkowicie już od pierwszych stron. Historia w niej opowiedziana budzi lęk, przerażenie i momentami mrozi krew w żyłach. Jest jedną z mroczniejszych jakie czytałam. Trudna i mocna rzecz. Fabuła jest bardzo intrygująca oraz dokładnie przemyślana, wielowątkowa, która w książce zgrabnie łączy się w logiczną całość. Dałam się wiele razy zaskoczyć autorce. Tu wiele się dzieje, akcja szybko gna do przodu, więc nie sposób się przy tej historii nudzić. Genialnie skonstruowani bohaterowie, niemal namacalni, jak to u Lisy Gardner. Polecam, ale i ostrzegam przed sporą dozą okrucieństwa.
Książka ukazała się nakładem mojego ulubionego Wydawnictwa Albatros. Tu znajdziecie szczegóły o książce.
Donato Carrisi w 2021 roku dołączył do grona moich ulubionych pisarzy po przeczytaniu jego książki "Dom głosów", o której szerzej pisałam TUTAJ. Później przyszła pora na książkę "Jestem otchłanią" (moja recenzja TU), a kilka dni temu skończyłam jego najnowszą powieść "Dom bez wspomnień", która jak dwie poprzednie lektury również mnie zachwyciła.
W książce "Dom bez wspomnień" ponownie spotykamy się z Pietro Gerberem, włoskim hipnotyzerem, specjalizującym się w pomocy dzieciom, zwanym usypiaczem dzieci.
Tym razem w lesie w Piekielnej Dolinie zostaje odnaleziony pochodzący z Albani, ale mieszkający we Włoszech, dwunastoletni chłopiec, który zaginął wraz z matką kilka miesięcy temu. Chłopiec milczy jak zaklęty, a jedynym ratunkiem, by poznać prawdę o tym co działo się z nim i jego matką przez ostatnie osiem miesięcy, jest pomoc Pietro Gerbera, dziecięcego psychologa. Podczas pierwszej sesji hipnozy, chłopiec wyznaje, że stoi za zabójstwem matki. Mężczyzna jednak nie daje temu wiary i chce bliżej przyjrzeć się chłopcu, bo ma pewne podejrzenia. Wkrótce okazuje się, że jego intuicja i tym razem go nie zawiodła. Florencki hipnotyzer wyszukanymi metodami powoli odblokowuje chłopca i dociera do prawdy. Czy Nico to rzeczywiście niebezpieczny zabójca własnej matki czy niewinny chłopiec, który został wykorzystany?
Donato Carissi to mistrz manipulacji Czytelnikiem. Bawi się, zwodzi, podrzuca kolejne tropy dla zmyłki, genialnie balansuje między jawą, a snem. To wszystko sprawia, że książkę czyta się z niesłabnącym zaciekawieniem, a kolejne przeczytane kartki znikają jedna za drugą w błyskawicznym tempie. Angażujący emocjonalnie thriller z mroczną i duszną atmosferą spodoba się nawet wybrednemu Czytelnikowi. Dynamicznie rozwijająca się akcja, niebanalna fabuła pełna zagadek i znakomicie wykreowani bohaterowie to zdecydowane plusy tej książki. Moim skromnym zdaniem to czytelniczy majstersztyk, to thriller idealny. Polecam!!!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.
"Mroczne jezioro" Natashy Preston wielokrotnie pojawiało mi się przy wyszukiwaniu w internecie. Pomyślałam wiec, że skuszę się na tę książkę, tym bardziej że przeczytałam o niej sporo dobrych recenzji. Poza tym moja intuicja podpowiedziała mi, po przeczytaniu opisu fabuły, że to thriller dla mnie. I, jak zawsze w przypadku książek, nie pomyliłam się, mimo że jest to literatura dla młodzieży.
Rzecz rozgrywa się, w zdawać by się mogło malowniczej scenerii, bo przecież jezioro i okoliczny las, to idealne miejsce na letni obóz, z dala od zabudowań i miejskiego zgiełku. Najlepsze przyjaciółki Esme i Kayla w wieku ośmiu lat spędzają beztroski, wakacyjny czas w Obozie nad Jeziorem. Jednak wracają z niego odmienione, ze skrywaną w sercach tajemnicą. Złożyły sobie przysięgę krwi, że nie zdradzą nikomu wspólnego sekretu.
Przypadkiem po kilku latach nastoletnie już dziewczyny wracają nad jezioro również jako obozowiczki, tym razem jednak w charakterze opiekunek, by zdobyć uprawnienia instruktorskie. Niestety ktoś poznał ich sekret i teraz chce ich ukarać, pragnie żeby Esmę i Kaylę dosięgła sprawiedliwość. Zaczynają dziać się niepokojące rzeczy, pojawiają się liściki i groźby budzące strach. Czy prawda w końcu ujrzy światło dzienne?
"Mroczne jezioro" to bardzo wciągający thriller, z gatunku tych że jak już zaczniesz, nie jesteś w stanie przestać, dopóki nie pojawi się ostatnia strona. Lekturę czyta się płynnie i z niesłabnącym zaciekawieniem. Niepokojąco duszna atmosfera tylko rozbudza w Czytelniku wyobraźnię, potęguje ciekawość i dostarcza dawki dreszczyku. Intrygująca fabuła rozwijająca się w nieprzewidywalnym kierunku ze strony na stronę, mnóstwo niedopowiedzeń i zagadek, które skutecznie zwodzą, i kapitalnie budowane napięcie angażują Czytelnika bez reszty, sprawiając że przepada w opowiedzianej przez autorkę historii. Zaskakujące, ale niedomknięte zakończenie świadczyć może o kontynuacji powieści, na którą nie ukrywam mocno czekam. A w międzyczasie z ogromną przyjemnością sięgnę po wcześniejsze pozycje Natashy Preston. To jak sięgniesz po "Mroczne jezioro"? Polecam! Fantastyczna Czytelnicza przygoda!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Feeria Young i jest do kupienia TUTAJ.
Są książki, po przeczytaniu których muszę dosłownie się pozbierać, przemyśleć, "przemielić" w głowie, uspokoić się. "Nikomu ani słowa" to książka, która zdecydowanie do takich właśnie należy. Przerażające było to, co w niej przeczytałam, tym bardziej że nie była to fikcja literacka. Gregg Olsen, wielokrotnie nagradzany amerykański pisarz, autor książek True Crime, opisał prawdziwą historię rodziny Knotek, którą rządziła nieprawdopodobnie zła kobieta. To, że wydarzyła się naprawdę wprost wstrząsa.
Michelle Knotek zwana "Shelly" to sadystyczna matka, która znęcała się zarówno psychicznie, jak i fizycznie nad swoimi trzema córkami Nikki, Sami i Tori oraz oprawczyni swojego bratanka Shane'a, którego przygarnęła pod swój dach, a także dręczycielka i zabójczyni swoich "przyjaciół" - Kathy i Rona. Gehenna, jaką zgotowała Shelly swoim najbliższym, trwała wiele lat i była niewyobrażalna. Nawet za drobne przewinienia, a czasem tylko urojone wykroczenia, najbliżsi kobiety byli karani i torturowani. Metody jakie stosowała kobieta były bardzo okrutne. Tarzanie się nago w błocie przy akompaniamencie wyzwisk, zjeżdżanie z górki zimą całkiem nago, polewanie zimną wodą czy kąpiele we wrzątku z wybielaczem, pobudki w środku nocy, zakaz korzystania z toalety czy zakaz mycia się były na porządku dziennym. Trudno uwierzyć, że osoba która teoretycznie powinna dbać o swoją rodzinę jest w stanie dopuścić się takich czynów. Ataki szału i bezwzględności kobiety sprawiały, że rodzina żyła w notorycznym strachu. Jej zachowanie paraliżowało domowników i jednocześnie w jakiś dziwny sposób uzależniało ich od Michelle.
Shelly to przebiegła manipulatorka i kłamczucha, która usprawiedliwiała swoje czyny, wybielała się zasłaniając się dobrem bliźniego. Ta zdeprawowana kobieta potrafiła zwodzić i oszukiwać po mistrzowsku. Udawała tylko dobrą matkę i przyjaciółkę, a w rzeczywistości znęcanie się nad innymi sprawiało jej radość i spełnienie. Zapewne do dnia dzisiejszego nie poniosłaby kary, gdyby nie to, że po latach, dorosłe już córki, zdecydowały się przerwać milczenie i wyjawić prawdę policji, co doprowadziło do skazania rodziców. Bo wspomnieć należy, że również ojciec, chociaż wprawdzie pod dyktando żony, przyczynił się do procederu znęcania się, maltretowania, a w konsekwencji nawet zabójstw.
Szokująca i przerażająca to historia. Bolesna i traumatyczna, której nie sposób czasem ogarnąć. Życie pisze okrutne scenariusze, jak w przypadku tej historii. Trudno przejść obojętnie wobec takich wydarzeń. Niełatwo jest czytać o takich sytuacjach, więc nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić, by być ich naocznym świadkiem czy ich czynnym uczestnikiem.
Książkę, mimo że jest bardzo trudna w odbiorze, czyta się z zaangażowaniem. Otwiera Czytelnikowi szeroko oczy na temat przemocy domowej. Ciężko mi otrząsnąć się po tej lekturze, ale uważam że jest ona warta przeczytania. Zdecydowanie polecam ją wszystkim fanom literatury kryminalnej i literatury faktu.
Książka "Nikomu ani słowa" ukazała się nakładem Wydawnictwa Poradnia K i aktualnie jest w dobrej cenie do kupienia TUTAJ.
Za mną właśnie kolejna książka Wydawnictwa Albatros z serii butikowej. Zakochana jestem w tym pięknym wydaniu książek, ale nie tylko okładki mnie zachwycają, wspaniały jest również środek powieści. "Strażnik tajemnic" to moje pierwsze, i już dziś wiem z całą pewnością, że nie ostatnie spotkanie z twórczością australijskiej pisarki Kate Morton.
"Strażnik tajemnic" to niesamowicie plastyczna, niewyobrażalnie barwna, czarująca słowem i budząca wyobraźnię powieść. Tutaj rzecz dzieje się nieśpiesznie, Czytelnik wprowadzany jest w historię powoli i skrupulatnie. Fabuła jest dokładnie przemyślana i dopracowana w każdym szczególe, zwłaszcza że przeszłość i teraźniejszość na zmianę się przenikają.
Rok 1961. Na angielskiej prowincji żyje szesnastoletnia Laurel Nicolson, która podkochuje się w chłopcu o imieniu Billy. Pewnego razu wymyka się z przyjęcia, by w samotności, w swoim domku na drzewie, zanurzyć się w marzeniach o Billym i karierze aktorki. Nieoczekiwanie staje się wówczas przypadkowym świadkiem zabójstwa. Ta sytuacja całkowicie burzy jej spokój i szerokim echem odbija się w całym jej późniejszym życiu. Tym bardziej, że morderczynią była jej matka. Jej wspaniała, troskliwa i kochająca matka.
Rok 2011. Laurel wraz ze swoim rodzeństwem przyjeżdża świętować dziewięćdziesiąte urodziny mamy, która jest już bardzo schorowana i być może, to ostatnie takie spotkania, a tym samym ostatni moment, by poznać przeszłość kobiety i motywy jej działania. Lauren od pięćdziesięciu lat ciągle ma w głowie te tragiczne wydarzenia, których była naocznym świadkiem. Poszukuje odpowiedzi, więc podejmuje próbę poznania tajemnicy matki. Wspólnie z Dorothy cofają się do czasów drugiej wojny światowej i bombardowanego Londynu, do czasów kiedy jej matka była młodą, pełną marzeń dziewczyną. Czy jednak Laurel uda się poznać prawdę? Czy umierająca kobieta będzie chętna, by podzielić się z córką skrywaną od wielu lat tajemnicą?
"Strażnik tajemnic" to wspaniała, emocjonująca powieść, która chwyta za serce i wzrusza. Pełna rodzinnych tajemnic i zepchniętych głęboko w niepamięć sekretów, które mimo upływu lat ciągle pozostają żywe. To piękna opowieść o rodzinnych relacjach, czasem trudnych i bolesnych, o marzeniach, które życie potrafi mocno zweryfikować.
Czytając najnowszą powieść Kate Morton zapewniamy sobie prawdziwą czytelniczą ucztę. To genialnie skonstruowana, przemyślana w każdym calu historia opowiedziana pięknym językiem. Spędziłam z tą lekturą cudowny czas. Polecam!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros. Po więcej zapraszam na stronę Wydawnictwa, o TU.
Od dawna rozkochana jestem w książkach Gabrieli Gargaś. Kiedy więc w nowościach Wydawnictwa Literackiego zobaczyłam najnowszą powieść autorki, wprost nie mogłam się doczekać, żeby ją przeczytać. Mój wzrok przykuła niesamowicie energetyczna i wiosenna okładka książki, a później dodatkowo zachęcił opis. Aktualnie jestem już po lekturze i serdecznie zapraszam Was na moją recenzję.
W książce poznajemy historię Igi, specyficznej dziewczyny, kolorowego ptaka, której życie nie rozpieszczało, ale dziewczyna nie traciła pogody ducha. To pełna pasji pisarka kochająca świat i ludzi, z sercem na dłoni. W młodości straciła rodziców, a jej wychowaniem zajęła się prababcia. Dorosła już Iga postanowiła odmienić swoje życie. Zrezygnowała z pracy w Warszawie i przeniosła się na wieś do małej chatki, którą zaadoptowała pod siebie, by tam móc pisać swoją kolejną książkę, której tomatem przewodnim ma być samotność. W swoim małym azylu, w którym czuć zapach rumianku, przy pysznej malinowej herbatce, drożdżowym cieście, słucha zwierzeń swoich przyjaciół: Miry, Pawła, Elli i Mateusza. Robiąc research do książki poznaje chłopaka, jej zupełne przeciwieństwo. Michał jest skryty, nie okazuje uczuć, chowa się w swojej skorupie. Dla niego najważniejsza jest praca w banku, której poświęca się bez reszty. Czy tym dwojgu uda się stworzyć szczęśliwy związek?
"Wiem, co czuję" to książka pełna emocji, porusza najczulsze strony duszy, wywołuje wzruszenie, łzy smutku, ale również budzi nadzieję, przynosi radość i daje ukojenie. To skarbnica pięknych cytatów i złotych myśli, które sobie zapisałam, by do nich wracać.
Gabriela Gargaś w swojej książce w piękny sposób pisze o trudnych sprawach. Porusza temat przemijania, samotności, wybaczania, uzależnień, zachwianych relacji z rodzicami czy śmiertelnej choroby, a także czaruje słowami pisząc o miłości.
To książka, wobec której nie da się przejść obojętnie. Przynosi swoistego rodzaju oczyszczenie i skłania Czytelnika do refleksji nad własnym życiem i relacjami z ludźmi (i nie jest to tylko pusty i wyświechtany frazes pojawiający się w wielu recenzjach). Uzmysławia jak ważne w życiu są chwile spędzone z najbliższymi, i że czas poświęcony drugiemu człowiekowi jest bezcenny.
Zachęcam do lektury i zapewniam, że historie głównych bohaterów nawet długo po przeczytaniu książki zostają w sercu i kołaczą w głowie. Warto też zapatrzeć się w chusteczki przy czytaniu, mogą się przydać, u mnie okazały się one niezbędne.
Najnowsza powieść Gabrieli Gargaś ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego i jest do kupienia TUTAJ.
Z literaturą obyczajową jakoś ostatnio mi mniej po drodze, chociaż kiedyś wprost zaczytywałam się w takich książkach. Przeglądając jednak w ostatnim czasie nowości Wydawnictwa Zys i S-ka natrafiłam na powieść Żanety Pawlik "Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze". Skusiła mnie piękna okładka i opis książki. Poza tym chyba potrzebowałam odskoczni od thrillerów i kryminałów.
Główną bohaterką powieści jest Anna Piechurska. To młoda kobieta, która właśnie wraca z zagranicy, a konkretnie z Niemiec, gdzie pracowała. Dziewczyna chce rozpocząć nowe życie w kraju, w Katowicach, skąd przed kilku laty wyemigrowała, a właściwie to uciekła, by odciąć się od problemów rodzinnych oraz pozbierać po nieudanym związku. Anka z zawodu jest pielęgniarką, więc szybko znajduje pracę w zawodzie, w szpitalu psychiatrycznym. To nowe życie, o którym marzy kobieta, nie rozpoczyna się najlepiej. W pracy wchodzi w konflikt ze współpracownicą, zarabia mało, więc zamieszkuje dość obskurne mieszkanie. Nie dość tego, dawny narzeczony nachodzi i nagabuje Ankę obiecując poprawę. Jej stosunki z matką, też pozostawiają wiele do życzenia. Matka dziewczyny otwarcie krytykuje starszą córkę, a całą swoją miłość przelewa na młodszą Karolinę. Na szczęście jednak na drodze młodej kobiety pojawia się ktoś, kto pomaga jej stanąć na nogi. Czy Ance w końcu uda się ułożyć życie o jakim zawsze skrycie marzyła?
"Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze" Żanety Pawlik to powieść bardzo ciepła, pokazująca prawdziwe życie, takie jak ono jest naprawdę, bez lukrowania. Bohaterowie mierzą się z mnóstwem kłopotów dnia codziennego, ich doświadczenia życiowe są niejednokrotnie bardzo ciężkie, podejmują decyzje, z których konsekwencjami muszą się mierzyć. Autorka nie ucieka więc od trudnych tematów i bolesnych spraw, pisze o uzależnieniu od alkoholu, żałobie, samotności czy braku wsparcia od najbliższych.